Po tygodniu spędzonym na stanowisku asystenta Panny Castillo mogę stwierdzić, że się na mnie uwzięła. Dowiedziałem się, że ma przezwiska takie jak: Smoczyca lub Wiedźma. Jednak James miał rację.
Usiadłem spokojnie na swoim fotelu i oparłem głowę o zagłówek. Westchnąłem głośno i spojrzałem na sufit. Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. Spojrzałem w stronę gabinetu Castillo. Stała tam szczupła brunetka w sukience. Zdziwiłem się trochę. Wstałem i podszedłem do niej.
- Przepraszam, ale kim Pani jest? - spytałem spokojnie. Kobieta odwróciła się w moją stronę. Wyciągnęła do mnie rękę.
- Francesca Resto. - ująłem jej dłoń i potrząsnąłem tak jak każdy robi, gdy się wita. Brunetka dziwnie na mnie spojrzała i z skwaszoną miną zabrała swoją rękę.
- Mogę w czymś pomóc? - uśmiechnąłem się lekko.
- Jestem umówiona na spotkanie z Panią Violettą. - powiedziała i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Proszę usiąść i chwilę poczekać. - wyszedłem z gabinetu i podszedłem do Sophii. - Gdzie jest szefowa? - rozejrzałem się dookoła. Nie zauważyłem jej nigdzie.
- Poszła w stronę łazienek. - uśmiechnęła się do mnie. Szybko ruszyłem w kierunku toalet. Po chwili byłem na miejscu i wszedłem do pomieszczenia. Zauważyłem Castillo jak była nachylona w stronę lustra i malowała sobie usta czerwoną szminką. Widziałem jej odbicie w lustrze. Usta przyciągały moją uwagę, ale jeszcze bardziej przyciągał dekolt. Było nawet trochę widać czarnej miseczki od stanika.
- Leon! - oprzytomniałem- Co Ty tu robisz? To damska toaleta. - odezwała się i spojrzała w lustrze na mnie. Jej wzrok zjechał na wybrzuszenie w moich spodniach. Uśmiechnęła się lekko, a ja poczerwieniałem.
- Yyy... Jakaś Pani Resto czeka na Ciebie. - gdy to powiedziałem natychmiast odwróciła się do mnie przodem. - To znaczy czeka na Panią. - podrapałem się po karku i zrobiłem bardziej czerwony. Nic nie poradzę na to, że jestem nieśmiałym mężczyzną.
- Powtórz kto przyszedł.
- Francesca Resto. - westchnęła i ruszyła w moją stronę. Wyminęła mnie i wyszła z łazienki. Chwyciła mnie za rękę i wyciągnęła stamtąd. Ciągnęła mnie aż do gabinetu. Widziałem zdziwione spojrzenie Sophii. Sam byłem zdziwiony. Wciągnęła mnie do gabinetu i nadal nie puściła mojej ręki. Pani Francesca spojrzała w naszą stronę i się chytrze uśmiechnęła.
- Czego chcesz? - wysyczała Castillo. Brunetka wstała z skórzanego, czarnego krzesła i podeszła bliżej nas.
- Nie wiedziałam, że romansujesz ze swoim asystentem. Myślałam, że z Tomasem. - szatynka spojrzała na mnie i szybko puściła moją rękę. Wskazała mi głową, żebym wyszedł.
- Z nikim nie romansuje, a nawet jeśli to nic Ci do tego. - zdążyłem usłyszeć jeszcze zanim wyszedłem.
Usiadłem spokojnie na swoim fotelu i oparłem głowę o zagłówek. Westchnąłem głośno i spojrzałem na sufit. Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. Spojrzałem w stronę gabinetu Castillo. Stała tam szczupła brunetka w sukience. Zdziwiłem się trochę. Wstałem i podszedłem do niej.
- Przepraszam, ale kim Pani jest? - spytałem spokojnie. Kobieta odwróciła się w moją stronę. Wyciągnęła do mnie rękę.
- Francesca Resto. - ująłem jej dłoń i potrząsnąłem tak jak każdy robi, gdy się wita. Brunetka dziwnie na mnie spojrzała i z skwaszoną miną zabrała swoją rękę.
- Mogę w czymś pomóc? - uśmiechnąłem się lekko.
- Jestem umówiona na spotkanie z Panią Violettą. - powiedziała i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Proszę usiąść i chwilę poczekać. - wyszedłem z gabinetu i podszedłem do Sophii. - Gdzie jest szefowa? - rozejrzałem się dookoła. Nie zauważyłem jej nigdzie.
- Poszła w stronę łazienek. - uśmiechnęła się do mnie. Szybko ruszyłem w kierunku toalet. Po chwili byłem na miejscu i wszedłem do pomieszczenia. Zauważyłem Castillo jak była nachylona w stronę lustra i malowała sobie usta czerwoną szminką. Widziałem jej odbicie w lustrze. Usta przyciągały moją uwagę, ale jeszcze bardziej przyciągał dekolt. Było nawet trochę widać czarnej miseczki od stanika.
- Leon! - oprzytomniałem- Co Ty tu robisz? To damska toaleta. - odezwała się i spojrzała w lustrze na mnie. Jej wzrok zjechał na wybrzuszenie w moich spodniach. Uśmiechnęła się lekko, a ja poczerwieniałem.
- Yyy... Jakaś Pani Resto czeka na Ciebie. - gdy to powiedziałem natychmiast odwróciła się do mnie przodem. - To znaczy czeka na Panią. - podrapałem się po karku i zrobiłem bardziej czerwony. Nic nie poradzę na to, że jestem nieśmiałym mężczyzną.
- Powtórz kto przyszedł.
- Francesca Resto. - westchnęła i ruszyła w moją stronę. Wyminęła mnie i wyszła z łazienki. Chwyciła mnie za rękę i wyciągnęła stamtąd. Ciągnęła mnie aż do gabinetu. Widziałem zdziwione spojrzenie Sophii. Sam byłem zdziwiony. Wciągnęła mnie do gabinetu i nadal nie puściła mojej ręki. Pani Francesca spojrzała w naszą stronę i się chytrze uśmiechnęła.
- Czego chcesz? - wysyczała Castillo. Brunetka wstała z skórzanego, czarnego krzesła i podeszła bliżej nas.
- Nie wiedziałam, że romansujesz ze swoim asystentem. Myślałam, że z Tomasem. - szatynka spojrzała na mnie i szybko puściła moją rękę. Wskazała mi głową, żebym wyszedł.
- Z nikim nie romansuje, a nawet jeśli to nic Ci do tego. - zdążyłem usłyszeć jeszcze zanim wyszedłem.
Siedzę w pomieszczeniu socjalnym. Postanowiłem zrobić Castillo kawę, ale nie wiem czy ta cała Resto już od niej wyszła. Poczekam kolejne dziesięć minut.
Podniosłem głowę i zobaczyłem Tomasa, a obok niego stał Maximilian w skrócie Maxi. Spojrzałem na nich zdziwiony. Nie dogadujemy się.
- Cześć Leon. Co u Ciebie słychać? - zaczął Tomas. - Nudno jak zwykle? Nie martw się, możemy Ci pomóc. Co Ty na to? - zaśmiali się oboje.
-Czego chcecie? - spytałem znudzony.
- Chcemy się założyć. - odezwał się Maxi.
- Niby o co?
- O to, że nie poderwiesz Castillo i się z nią nie prześpisz.
- Pewnie, że tego nie zrobi. To zwykła ciota i tyle. - zaśmiał się Heredia. Nie na widzę ich.
- Jeżeli wygram to co? - pewnie, że przegram. Nie ma opcji, żeby Castillo się ze mną przespała.
- Jeżeli wygrasz to damy Ci na jakiś czas spokój, ale jeżeli przegrasz, to będziesz odrabiał za nas nadgodziny.
- Zgoda. - podaliśmy sobie ręce.
- Oczywiście musimy mieć jakieś dowody. - zaczął Ponte. - Jakieś zdjęcia, filmy, wiesz coś w tym stylu.
- Dobra. - bruneci ze śmiechem wyszli z pomieszczenia. Wiem, że to nie fajnie wykorzystywać kobiety, ale nie wytrzymam już tego, że oni tak mną pomiatają. Poco się zakładałem jeżeli wiem, że przegram. Nie uda mi się zaciągnąć Castillo do łóżka. Na pewno nie jeżeli się dowie tego co ją zniechęci jeszcze bardziej. No, ale może mi się uda i wygram. Nie wiem, zobaczymy. Wstałem z krzesła i zrobiłem dwie kawy. Jedną dla mnie, a drugą dla szatynki.
Gdy otworzyłem już drzwi od gabinetu Panny Castillo coś we mnie uderzyło i obie kawy wylały mi się na tors. Koszula była cała brudna, bo była białą, ale strasznie parzyło, a filiżanki leżały potłuczone na podłodze. Podniosłem głowę i zobaczyłem Castillo. To pewnie w nią uderzyłem. Całe szczęście, że to na nią się nie wylało.
Zacząłem wachlować sobie tors ręka. Szatynka, jakby się ocknęła, szybko podbiegła do biurka i wzięła swoją wodę mineralną. Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę łazienek. Weszliśmy do damskiej. Zamknęła za nami drzwi na klucz, a ja ustałem obok umywalkę. Ściągnąłem marynarkę i położyłem obok. Panna Violetta natomiast zaczęła odpinać mi guziki od koszuli. Gdy odpinała ostatni guzik na samym dole koszuli, poczułem jak mi staje. Szatynka spojrzała tam i westchnęła.
- Nawet w takim momencie musi ci stawać? - spojrzała na mnie. - Ściągaj koszulę. - zrobiłem tak jak kazała.
- Nic na to nie poradzę. To nie moja wina, że Pani jest taka seksowna. - gdy to powiedziałem, ugryzłem się w język. Spojrzała na mnie zaciekawiona, ale szybko sięgnęła po butelkę z wodą, którą tu przyniosła. Odkręciła zakrętkę i zaczęła lać tę zimną wodę na mój tors. Zaczęło strasznie szczypać. Syknąłem z bólu.
- Przeżyjesz, te dokumenty na twoim biurku same się nie uzupełnią. - puściła mi oczko. - Masz i wylej to na siebie do końca. - powiedziała i zaczęła odpinać mi pasek od spodni. Poczułem, że jeszcze bardziej staje. - Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego. Nie chcemy, żeby się bardzo pomoczyły. - Gdy odpięła w końcu ten pasek, to zaczęła ściągać mi spodnie. - No lej tę wodę chyba, że chcesz mieć blizny. - gdy Castillo ściągnęła mi spodnie do połowy ud, oprzytomniałem. Szybko złapałem za spodnie i nie dałem jej dalej ich ściągnąć. - Leon uspokój się. Co Ty robisz? Chcę Ci pomóc. Zostaw te spodnie.
- Nie, może mi Pani ściągać co chce, oprócz spodni.
- Nie wygłupiaj się.
- Nie zgadzam się. - wydarła mi wodę z ręki i wylała na mnie do końca. Później chwyciła za spodnie i próbowała ciągnąć dalej, ale nie dawałem za wygraną.
- Jeżeli nie ściągniesz tych spodni, to możesz pożegnać się z pracą w tej firmie i każdej innej. - założyła ręce na piersi.
- Tylko niech mnie Pani nie zwalnia.
- Jeżeli będziesz wykonywał moje polecenia i mi nie podpadniesz, to Cię nie wywalę. - Westchnąłem i zacząłem powoli ściągać spodnie. Gdy ściągnąłem je do końca spojrzałem na moją szefową. Stała z szeroko otwartymi oczami i zdziwioną miną.
Podniosłem głowę i zobaczyłem Tomasa, a obok niego stał Maximilian w skrócie Maxi. Spojrzałem na nich zdziwiony. Nie dogadujemy się.
- Cześć Leon. Co u Ciebie słychać? - zaczął Tomas. - Nudno jak zwykle? Nie martw się, możemy Ci pomóc. Co Ty na to? - zaśmiali się oboje.
-Czego chcecie? - spytałem znudzony.
- Chcemy się założyć. - odezwał się Maxi.
- Niby o co?
- O to, że nie poderwiesz Castillo i się z nią nie prześpisz.
- Pewnie, że tego nie zrobi. To zwykła ciota i tyle. - zaśmiał się Heredia. Nie na widzę ich.
- Jeżeli wygram to co? - pewnie, że przegram. Nie ma opcji, żeby Castillo się ze mną przespała.
- Jeżeli wygrasz to damy Ci na jakiś czas spokój, ale jeżeli przegrasz, to będziesz odrabiał za nas nadgodziny.
- Zgoda. - podaliśmy sobie ręce.
- Oczywiście musimy mieć jakieś dowody. - zaczął Ponte. - Jakieś zdjęcia, filmy, wiesz coś w tym stylu.
- Dobra. - bruneci ze śmiechem wyszli z pomieszczenia. Wiem, że to nie fajnie wykorzystywać kobiety, ale nie wytrzymam już tego, że oni tak mną pomiatają. Poco się zakładałem jeżeli wiem, że przegram. Nie uda mi się zaciągnąć Castillo do łóżka. Na pewno nie jeżeli się dowie tego co ją zniechęci jeszcze bardziej. No, ale może mi się uda i wygram. Nie wiem, zobaczymy. Wstałem z krzesła i zrobiłem dwie kawy. Jedną dla mnie, a drugą dla szatynki.
Gdy otworzyłem już drzwi od gabinetu Panny Castillo coś we mnie uderzyło i obie kawy wylały mi się na tors. Koszula była cała brudna, bo była białą, ale strasznie parzyło, a filiżanki leżały potłuczone na podłodze. Podniosłem głowę i zobaczyłem Castillo. To pewnie w nią uderzyłem. Całe szczęście, że to na nią się nie wylało.
Zacząłem wachlować sobie tors ręka. Szatynka, jakby się ocknęła, szybko podbiegła do biurka i wzięła swoją wodę mineralną. Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę łazienek. Weszliśmy do damskiej. Zamknęła za nami drzwi na klucz, a ja ustałem obok umywalkę. Ściągnąłem marynarkę i położyłem obok. Panna Violetta natomiast zaczęła odpinać mi guziki od koszuli. Gdy odpinała ostatni guzik na samym dole koszuli, poczułem jak mi staje. Szatynka spojrzała tam i westchnęła.
- Nawet w takim momencie musi ci stawać? - spojrzała na mnie. - Ściągaj koszulę. - zrobiłem tak jak kazała.
- Nic na to nie poradzę. To nie moja wina, że Pani jest taka seksowna. - gdy to powiedziałem, ugryzłem się w język. Spojrzała na mnie zaciekawiona, ale szybko sięgnęła po butelkę z wodą, którą tu przyniosła. Odkręciła zakrętkę i zaczęła lać tę zimną wodę na mój tors. Zaczęło strasznie szczypać. Syknąłem z bólu.
- Przeżyjesz, te dokumenty na twoim biurku same się nie uzupełnią. - puściła mi oczko. - Masz i wylej to na siebie do końca. - powiedziała i zaczęła odpinać mi pasek od spodni. Poczułem, że jeszcze bardziej staje. - Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego. Nie chcemy, żeby się bardzo pomoczyły. - Gdy odpięła w końcu ten pasek, to zaczęła ściągać mi spodnie. - No lej tę wodę chyba, że chcesz mieć blizny. - gdy Castillo ściągnęła mi spodnie do połowy ud, oprzytomniałem. Szybko złapałem za spodnie i nie dałem jej dalej ich ściągnąć. - Leon uspokój się. Co Ty robisz? Chcę Ci pomóc. Zostaw te spodnie.
- Nie, może mi Pani ściągać co chce, oprócz spodni.
- Nie wygłupiaj się.
- Nie zgadzam się. - wydarła mi wodę z ręki i wylała na mnie do końca. Później chwyciła za spodnie i próbowała ciągnąć dalej, ale nie dawałem za wygraną.
- Jeżeli nie ściągniesz tych spodni, to możesz pożegnać się z pracą w tej firmie i każdej innej. - założyła ręce na piersi.
- Tylko niech mnie Pani nie zwalnia.
- Jeżeli będziesz wykonywał moje polecenia i mi nie podpadniesz, to Cię nie wywalę. - Westchnąłem i zacząłem powoli ściągać spodnie. Gdy ściągnąłem je do końca spojrzałem na moją szefową. Stała z szeroko otwartymi oczami i zdziwioną miną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz