Zacząłem swoją wieczorną wartę. Mam dyżur na piętrze Panny Castillo, które jest na ostatnim piętrze i mam jeszcze dyżur piętro niżej. Razem ze mną jest jeszcze jeden. Nazywa się James. Z tego co mi powiedział, to pracuje tu już któryś rok, chyba drugi. Mniejsza z tym. Wydaje się być naprawdę spoko gościem.
Z nudów postanowiłem przejść się po niższym piętrze. Na tym, gdzie pracuje Pani Castillo jest miejsce za komputerem (chodziło mi o takie coś co jest np. w TESCO i ochroniarz za tym siedzi), za którym siedzi właśnie James. Cały ten sprzęt znajduje się obok stanowiska sekretarki.
Zszedłem schodami piętro niżej i ruszyłem wzdłuż korytarza. Wracając z powrotem usłyszałem jakieś szmery w pomieszczeniu po mojej prawej. Zapewne w gabinecie. Szybko schowałem się za ścianą i czekałem aż ten ktoś wyjdzie. Słychać było jakby ktoś przeszukiwał szafy, szuflady w znalezieniu czegoś ważnego. Tak jak to zazwyczaj jest w filmach akcji.
Gdy ten ktoś tylko wyszedł z pomieszczenia, szybko złapałem go jedną ręką za rękę, którą wykręciłem, a drugą ręką zakryłem ktosiowi buzię. Zdziwiłem się, kiedy poczułem perfumy o zapachu jakiś kwiatów czy coś. Nagle ten ktoś mnie ugryzł, dał kopniaka w moją lewą łydkę, wyrwał się i chciał coś jeszcze zrobić, ale nie pozwoliłem na to. Szybko złapałem ktosia tak jak wcześniej, ale odwróciłem w swoją stronę. To była kobieta. Zdjąłem rękę z jej buzi i się przestraszyłem. Nie dlatego, że była taka brzydka, bo nie była. Była piękna jak zwykle, mimo że widzę ją dopiero trzeci raz. Była to Panna Violetta Castillo.
Przestraszony szybko ją puściłem i odsunąłem się trochę do tyłu. Mam przerąbane! Podrapałem się po karku. Pani Violetta pogładziła sobie spodnie i spojrzała na mnie przymrużonymi oczami, które wyrażały gniew. Głośno westchnęła i jej wzrok lekko, ale tylko lekko złagodniał. Uśmiechnąłem się niepewnie. Już chciałem otworzyć usta i coś powiedzieć, ale Pani Castillo pokazała ręką, abym się nie odzywał.
- Ja naprawdę przepraszam. - nie zwróciłem uwagi na gest kobiety. - Myślałem, że to jakiś złodziej. Nie pomyślałem, że to mogła być Pani, bo niedawno Pani pojechała do domu.
- Skończ już. - powiedziała nawet spokojnie. - Zapomnijmy o tym i nikomu ani słowa, rozumiesz?
- Tak, oczywiście. Jeżeli Pani sobie tak życzy, to w porządku. - ustałem prosto. Kobieta westchnęła i skierowała się do windy. Zauważyłem jakieś papiery na ziemi. Szybko je podniosłem. - Panno Castillo, zostawiła Pani papiery. - kobieta zatrzymała się i odwróciła w moją stronę. Podszedłem do niej i wręczyłem kartki. Skinęła głową i weszła do windy. Już po chwili jej nie widziałem. Wróciłem do Jamesa.
- Rozmawiałeś z kimś? - spytał się mnie.
- Nie, musiało Ci się zdawać. - usiadłem na miejscu sekretarki.
- Jestem ciekawy czy długo wytrzymasz. - spojrzał na mnie.
- Nie rozumiem.
- Jestem ciekaw czy jeszcze długo wytrzymasz tu pracując. - zrobiłem pytającą minę. - Panna Castillo jest bardzo, ale to bardzo surową szefową. Lepiej z nią nie zadzierać. Najgorzej ma ten, na którego się uweźmie.
- Nie wygląda na taką.
- Może i tak, ale niedługo sam się przekonasz.
Z nudów postanowiłem przejść się po niższym piętrze. Na tym, gdzie pracuje Pani Castillo jest miejsce za komputerem (chodziło mi o takie coś co jest np. w TESCO i ochroniarz za tym siedzi), za którym siedzi właśnie James. Cały ten sprzęt znajduje się obok stanowiska sekretarki.
Zszedłem schodami piętro niżej i ruszyłem wzdłuż korytarza. Wracając z powrotem usłyszałem jakieś szmery w pomieszczeniu po mojej prawej. Zapewne w gabinecie. Szybko schowałem się za ścianą i czekałem aż ten ktoś wyjdzie. Słychać było jakby ktoś przeszukiwał szafy, szuflady w znalezieniu czegoś ważnego. Tak jak to zazwyczaj jest w filmach akcji.
Gdy ten ktoś tylko wyszedł z pomieszczenia, szybko złapałem go jedną ręką za rękę, którą wykręciłem, a drugą ręką zakryłem ktosiowi buzię. Zdziwiłem się, kiedy poczułem perfumy o zapachu jakiś kwiatów czy coś. Nagle ten ktoś mnie ugryzł, dał kopniaka w moją lewą łydkę, wyrwał się i chciał coś jeszcze zrobić, ale nie pozwoliłem na to. Szybko złapałem ktosia tak jak wcześniej, ale odwróciłem w swoją stronę. To była kobieta. Zdjąłem rękę z jej buzi i się przestraszyłem. Nie dlatego, że była taka brzydka, bo nie była. Była piękna jak zwykle, mimo że widzę ją dopiero trzeci raz. Była to Panna Violetta Castillo.
Przestraszony szybko ją puściłem i odsunąłem się trochę do tyłu. Mam przerąbane! Podrapałem się po karku. Pani Violetta pogładziła sobie spodnie i spojrzała na mnie przymrużonymi oczami, które wyrażały gniew. Głośno westchnęła i jej wzrok lekko, ale tylko lekko złagodniał. Uśmiechnąłem się niepewnie. Już chciałem otworzyć usta i coś powiedzieć, ale Pani Castillo pokazała ręką, abym się nie odzywał.
- Ja naprawdę przepraszam. - nie zwróciłem uwagi na gest kobiety. - Myślałem, że to jakiś złodziej. Nie pomyślałem, że to mogła być Pani, bo niedawno Pani pojechała do domu.
- Skończ już. - powiedziała nawet spokojnie. - Zapomnijmy o tym i nikomu ani słowa, rozumiesz?
- Tak, oczywiście. Jeżeli Pani sobie tak życzy, to w porządku. - ustałem prosto. Kobieta westchnęła i skierowała się do windy. Zauważyłem jakieś papiery na ziemi. Szybko je podniosłem. - Panno Castillo, zostawiła Pani papiery. - kobieta zatrzymała się i odwróciła w moją stronę. Podszedłem do niej i wręczyłem kartki. Skinęła głową i weszła do windy. Już po chwili jej nie widziałem. Wróciłem do Jamesa.
- Rozmawiałeś z kimś? - spytał się mnie.
- Nie, musiało Ci się zdawać. - usiadłem na miejscu sekretarki.
- Jestem ciekawy czy długo wytrzymasz. - spojrzał na mnie.
- Nie rozumiem.
- Jestem ciekaw czy jeszcze długo wytrzymasz tu pracując. - zrobiłem pytającą minę. - Panna Castillo jest bardzo, ale to bardzo surową szefową. Lepiej z nią nie zadzierać. Najgorzej ma ten, na którego się uweźmie.
- Nie wygląda na taką.
- Może i tak, ale niedługo sam się przekonasz.
#Tydzień później #
Wszedłem do szatni i przebrałem się w strój ochroniarza. Poszedłem na piętro, którego pilnuję. Zdziwiłem się trochę gdy zobaczyłem Jemsa. Tylko gdy mamy nocną wartę jesteśmy razem, a w dzień do południa ma jeden, a od południa drugi, natomiast wtedy w nocy jest ktoś inny. Przywitałem się z nim.
- Szefowa Cię wzywa. - powiedział i spojrzał na mnie pocieszająco. Przez ten tydzień zdążyliśmy się zaprzyjaźnić, a ja dodatkowo dowiedziałem się jaka jest nasza szefowa.
Westchnąłem i kiwnąłem dziękująco głową. Podszedłem do drzwi od gabinetu Castillo, które znajdowały się na końcu korytarza. Zapukałem i po otrzymaniu pozwolenia wszedłem do środka dużego gabinetu. Panna Violetta spojrzała na mnie i wskazała miejsce naprzeciwko siebie. Usiadłem na miękkim krześle obitym skórą.
- Wzywała mnie Pani. - powiedziałem lekko zestresowany.
- Tak, mam dla Ciebie ważne informacje. - wstała ze swojego czarnego, skórzanego fotela i oparła się o biurko prawie przede mną, krzyżując ręce pod jej dużymi piersiami. Mimo, że jest zimną suką, to nadal coś mnie do niej ciągnie, kręci i zawsze nie mogę oderwać wzroku od jej tyłka. Chciałbym go kiedyś dotknąć. Poczułem, że się podnieciłem. Kurde.
- Zwalnia mnie Pani? - spytałem niepewnie.
- Nie, wręcz przeciwnie. Zostałeś moim asystentem. - przez ten tydzień także szkoliłem się u Castillo, ale nie sądziłem, że po tygodniu zostanę jej asystentem. Oczywiście, że to dobra nowina, bo będę trochę więcej zarabiał, na pewno więcej niż u tego pacana w barze.
- Nie żartuje Pani? - spytałem i zaśmiałem się lekko i cicho.
- Rzadko żartuję z pracownikami. Zostałeś moim asystentem i zaczynasz od zaraz, więc idź do szatni się przebrać. Jako mój asystent musisz nosić garnitur i białą koszulę. - przytaknąłem.
- Tylko, że dzisiaj nie przyszedłem w garniturze i koszuli.
- Sophia Ci da. Idź już i gdy się przebierzesz przyjdź z powrotem. - kiwnąłem głową. Wyszedłem z gabinetu i podszedłem do sekretarki na tym piętrze. Blondynka dała mi od razu to co mam ubrać. Podziękowałem i poszedłem do szatni, w której się przebrałem. Wróciłem na piętro szefowej. Podziękowałem Sophie i wróciłem do gabinetu Castillo. Ta powiedziała mi to co powtarzała codziennie na spotkaniach, na których mnie szkoliła. Za szklaną ścianą, w której znajdowały się także duże drzwi, które mają być otwarte, chyba, że sama je zamknie, było moje miejsce pracy. Tam stało moje biurko, fotel, szafy i z tamtego pomieszczenia były osobne drzwi na korytarz. Usiadłem na wygodnym, czarnym, skórzanym fotelu i spojrzałem na moją szefową. Panna Violetta podeszła do mojego biurka z dużą ilością papierów.
- Masz je przejrzeć i uzupełnić. Masz na to dwa dni zaczynając od teraz. - powiedziała i odwróciła się na pięcie. Mój wzrok skierował się na jej tyłek i pozostał na nim, dopóki nie usiadła na swoim fotelu. Spojrzała jeszcze na mnie i nie jestem pewien, ale chyba lekko się uśmiechnęła. Westchnąłem i zabrałem się do pracy.
Wszedłem do szatni i przebrałem się w strój ochroniarza. Poszedłem na piętro, którego pilnuję. Zdziwiłem się trochę gdy zobaczyłem Jemsa. Tylko gdy mamy nocną wartę jesteśmy razem, a w dzień do południa ma jeden, a od południa drugi, natomiast wtedy w nocy jest ktoś inny. Przywitałem się z nim.
- Szefowa Cię wzywa. - powiedział i spojrzał na mnie pocieszająco. Przez ten tydzień zdążyliśmy się zaprzyjaźnić, a ja dodatkowo dowiedziałem się jaka jest nasza szefowa.
Westchnąłem i kiwnąłem dziękująco głową. Podszedłem do drzwi od gabinetu Castillo, które znajdowały się na końcu korytarza. Zapukałem i po otrzymaniu pozwolenia wszedłem do środka dużego gabinetu. Panna Violetta spojrzała na mnie i wskazała miejsce naprzeciwko siebie. Usiadłem na miękkim krześle obitym skórą.
- Wzywała mnie Pani. - powiedziałem lekko zestresowany.
- Tak, mam dla Ciebie ważne informacje. - wstała ze swojego czarnego, skórzanego fotela i oparła się o biurko prawie przede mną, krzyżując ręce pod jej dużymi piersiami. Mimo, że jest zimną suką, to nadal coś mnie do niej ciągnie, kręci i zawsze nie mogę oderwać wzroku od jej tyłka. Chciałbym go kiedyś dotknąć. Poczułem, że się podnieciłem. Kurde.
- Zwalnia mnie Pani? - spytałem niepewnie.
- Nie, wręcz przeciwnie. Zostałeś moim asystentem. - przez ten tydzień także szkoliłem się u Castillo, ale nie sądziłem, że po tygodniu zostanę jej asystentem. Oczywiście, że to dobra nowina, bo będę trochę więcej zarabiał, na pewno więcej niż u tego pacana w barze.
- Nie żartuje Pani? - spytałem i zaśmiałem się lekko i cicho.
- Rzadko żartuję z pracownikami. Zostałeś moim asystentem i zaczynasz od zaraz, więc idź do szatni się przebrać. Jako mój asystent musisz nosić garnitur i białą koszulę. - przytaknąłem.
- Tylko, że dzisiaj nie przyszedłem w garniturze i koszuli.
- Sophia Ci da. Idź już i gdy się przebierzesz przyjdź z powrotem. - kiwnąłem głową. Wyszedłem z gabinetu i podszedłem do sekretarki na tym piętrze. Blondynka dała mi od razu to co mam ubrać. Podziękowałem i poszedłem do szatni, w której się przebrałem. Wróciłem na piętro szefowej. Podziękowałem Sophie i wróciłem do gabinetu Castillo. Ta powiedziała mi to co powtarzała codziennie na spotkaniach, na których mnie szkoliła. Za szklaną ścianą, w której znajdowały się także duże drzwi, które mają być otwarte, chyba, że sama je zamknie, było moje miejsce pracy. Tam stało moje biurko, fotel, szafy i z tamtego pomieszczenia były osobne drzwi na korytarz. Usiadłem na wygodnym, czarnym, skórzanym fotelu i spojrzałem na moją szefową. Panna Violetta podeszła do mojego biurka z dużą ilością papierów.
- Masz je przejrzeć i uzupełnić. Masz na to dwa dni zaczynając od teraz. - powiedziała i odwróciła się na pięcie. Mój wzrok skierował się na jej tyłek i pozostał na nim, dopóki nie usiadła na swoim fotelu. Spojrzała jeszcze na mnie i nie jestem pewien, ale chyba lekko się uśmiechnęła. Westchnąłem i zabrałem się do pracy.
Swietny
OdpowiedzUsuń