poniedziałek, 7 grudnia 2015

Chapter 6 Pocałunek

   Wszedłem do pomieszczenia socjalnego i wstawiłem wodę w czajniku. Wsypałem sobie kawy do kubka i czekałem, aż woda się zagotuje. Nagle do pomieszczenia wszedł Thomas razem z Maxim.
- Nie sądzisz, że to już długo trwa? - westchnąłem. - Maxi Ty też uważasz, że Leon przegrał zakład?
- Tak, więc zrób nam kawę kolego. - zaśmiali się.
- Panowie, nie tak szybko. Nie było ustalonego terminu. - spojrzałem na nich zwycięsko.
- Dobra, w takim razie masz czas do końca tygodnia. - Heredia spojrzał na mnie i uśmiechnął się cwanie, a woda się zagotowała.
- Zgoda, w takim razie przepraszam was, ale muszę iść dalej pracować. - zalałem sobie kawę i pomieszałem łyżeczką. Wziąłem kubek do ręki, kiwnąłem do chłopaków, aby się odsunęli, bo blokują mi przejście. Poszedłem do swojego gabinetu i kontynuowałem swoją pracę.
   Wszedłem do gabinetu Pani Violetty i położyłem wszystkie papiery, o które prosiła, na biurku. Machnęła ręka, żebym sobie poszedł. Cofnąłem się, ale przed drzwiami wróciłem się.
- Leon, co z Tobą jest? Dzisiaj zachowujesz się jakoś dziwnie. - spojrzała na mnie.
- Mi nic nie jest. - podrapałem się po karku.
- Więc o co chodzi? Przeszkadzasz mi. - podparła brodę na splecionych dłoniach.
- O nic.
- Więc, proszę Cię, wyjdź. - wskazała ręką na drzwi.
- Już idę. - znowu podszedłem do drzwi, ale gdy złapałem za klamkę zatrzymałem się. Westchnąłem. Puściłem klamkę i odwróciłem się w stronę Castillo. Szatynka wstała ze swojego miejsca. - Nie wytrzymam. - podszedłem do niej szybkim krokiem.
- Leon - nie dokończyła, bo zamknąłem jej usta w pocałunku. Po chwili oderwałem się od niej. Spojrzała mi głęboko w oczy i niespodziewanie złapała mnie jedną ręką za głowę i przyciągnęła do siebie. Tym razem to ja byłem zdziwiony, gdy to ona pocałowała mnie namiętnie. Nie mogłem się oprzeć. Oddałem pocałunek. Niestety nie trwał on długo, ponieważ ktoś wtargnął do gabinetu. Szybko się od siebie odsunęliśmy. Spojrzałem na osobę, która przerwała mi tę cudowną chwilę. Była to brunetka w mniej więcej tym samym wieku co moja szefowa. Kobieta wyglądała na zdziwioną.
- Chyba w czymś przeszkodziłam? - odezwała się nieznajoma.
- Leon, proszę zostaw nas same. Później porozmawiamy. - Castillo na mnie spojrzała, a ja tylko kiwnąłem głową i poszedłem do siebie. Usiadłem na fotelu i ukradkiem przyglądałem się rozmowie zza szklanych drzwi. Boję się tej rozmowy z szatynką.
   Usiadłam na swoim skórzanym fotelu, natomiast brunetka na krześle, naprzeciw. Westchnęłam i spojrzałam na nią wyczekująco.
- Kto to był? - spytała i wskazała na szklane drzwi, przez które Leon poszedł do siebie.
- Leon. - splotłam palce, a łokcie położyłam na podłokietnikach.
- To już wiem. Ale kim on dla Ciebie jest?
- Lara, proszę Cię.
- Nie ma wykręcania się. Powiedz mi, kiedy ostatni raz kogoś miałaś? - siedziałam cicho. - No właśnie, to było tak dawno, że nie pamiętasz.
- Nie prawda, pamiętam.
- To kiedy?
- No z yyy...
- Z dwa lata temu. Dziewczyno, jak ty to wytrzymujesz? Chociaż nie, jak ty to wytrzymywałaś do teraz? Jak wam się układa z tym yyy Leonem? Ale muszę przyznać, że jest przystojny. - zagryzłam dolną wargę i wywróciłam oczami.
- Nie jesteśmy razem. Tylko się całowaliśmy. Zresztą to pewnie jakiś zakład. - wstałam z fotela i podeszłam do ściany z szyb. Lara podeszła do mnie.
- Nie chcesz żeby to był tylko zakład. On ci się podoba, widzę to w twoich oczach Violetta. - spojrzałam na nią lekko się uśmiechając, natomiast ona szeroko się uśmiechnęła i klasnęła w dłonie. - Dzwonię do Ludmiły i spotykamy się u ciebie. Robimy sobie babski wieczór.
   Do mojej rozmowy z szatynką już dzisiaj nie doszło. Ona skończyła szybciej pracę, a ja miałem jeszcze pełno różnych rachunków do załatwienia. Podszedłem do biurka, za którym siedziała Sophia.
- Powiesz mi gdzie mieszka Castillo? - blondynka zrobiła zdziwioną minę.
- A po co ci to? - wzięła jakąś karteczkę, długopis i zaczęła na niej pisać.
- Muszę coś sobie z nią wyjaśnić. - powiedziałem pewny siebie, mimo że tak nie było. Boję się tej rozmowy i jej reakcji, gdy dowie się prawdy. Ale mimo to chcę ją jej powiedzieć.
- Dobra, masz. - podała mi kawałek papieru. - Ale wisisz mi kawę.
- Zgoda. - uśmiechnąłem się i ruszyłem w stronę windy. Zjechałem nią na parter i wyszedłem z wielkiego budynku. Złapałem taksówkę i podałem kierowcy adres z kolorowej karteczki.
   Zapłaciłem mężczyźnie i wysiadłem z żółtego pojazdu, który po chwili odjechał. Podszedłem do bramy, która była otwarta. Więc nie dzwoniłem, zrobiłem to dopiero przy drzwiach. Nikt nie otwierał, więc zadzwoniłem jeszcze raz, ale nadal nic. Sprawdziłem adres na karteczce i odsunąłem się trochę, żeby zobaczyć numer na domu. Wszystko się zgadzało, więc może jej nie ma. Odwróciłem się i już chciałem iść, ale usłyszałem dźwięk odkluczanych drzwi. Odwróciłem się ponownie, tylko tym razem w stronę drzwi, a nie ulicy. W progu stała ta sama brunetka co przyszła dzisiaj do biura.
- Czy jest może Pani Violetta? - spytałem póki co pewnie. Kobieta się zaśmiała i pociągnęła mnie za rękę do środka. Dom od wewnątrz robił takie samo duże wrażenie, co od zewnątrz. Rozejrzałem się szybko. Widać, że urządzała to wszystko kobieta. Brunetka wprowadziła mnie do salonu, w którym stała blondynka, którą pierwszy raz widzę i Castillo. Szatynka stała do mnie tyłem.
- Viola, Lara przyprowadziła niezłego przystojniaka. - blond włosa szturchnęła szatynkę. Ta się odwróciła i zdziwiła.
- Leon, co ty tu robisz?
- Chciałem porozmawiać, ale to chyba nie najlepszy moment. - powoli zacząłem tracić tą pewność siebie i to wszystko przez nią.
- Oh, dobrze. - poprawiła włosy i odłożyła lampkę wina na mały, szklany stolik. Podeszła do mnie i pociągnęła mnie za rękaw kuchni. - Więc o czym chciałeś ze mną rozmawiać.- założyła ręce na piersi - Leon, nie patrz się tylko mów!
- Yyy... przepraszam. Przepraszam za to i za ten cały pocałunek. Nie jestem pewny czy będzie pani jutro wszystko pamiętać, ale nie mogę z tym żyć. - zacząłem się rozkręcać, ale mi przerwała.
- Nie jestem pijana, mów śmiało. Zresztą przejdźmy na ty. Violetta. - podała mi rękę, a ja ją pocałowałem.
- Leon, ale po tym co pani, to znaczy ty usłyszysz, to zmienisz zdanie.
- Proszę, przejdź do rzeczy.
- Ten pocałunek, to był zakład, znaczy nie sam pocałunek, tylko miałem pójść z tobą do łóżka, ale już po wszystkim, już wiesz, więc jestem zwolniony, do widzenia. - powiedziałem na jednym tchu i bardzo szybko.
- Moment, - wskazała na mnie palcem - założyłeś się, że pójdziesz ze mną do łóżka i tym pocałunkiem chciałeś się zbliżyć, tak? - wskazała na mnie palcem.
- Tak, to znaczy nie, znaczy... Ugh! - westchnąłem - Tak naprawdę chciałem tego pocałunku, ale nie miałem odwagi i pomyślałem sobie o tym całym zakładzie, że dzięki temu zbliżę się do ciebie. Zasłużyłem sobie na porządnego liścia. - powiedziałem i zamknąłem oczy. Czekałem na uderzenie, ale się nie doczekałem. Otworzyłem powoli oczy.
- Z kim się założyłeś? - spytała po chwili.
- Z nikim.
- Leon gadaj, bo przecież wiesz, że i tak się dowiem i będzie gorzej dla ciebie.
- Z Maxim i Tomasem. - spuściłem głowę. Czuję się jak małe dziecko, które oczekuje na karę, za to co przeskrobało, od swojej mamy.
- Wiedziałam, pewnie myślał, że gdy się dowiem, to cię zwolnię. Odrzucałam go od samego początku i myślałam, że już zrozumiał, ale jak widać, nie. - nastała chwila ciszy.
- Czyli to znaczy, że nie jesteś zła?
- Pewnie, że jestem, ale cię nie zwolnię. Dostaniesz karę. - jęknąłem z niezadowolenia.
- A wybaczyłaś mi już?
- Wybaczę jak skończysz karę. Jutro się dowiesz jaka.
- To ja już będę szedł, bo już się ściemniło. - uśmiechnąłem się niepewnie i wyszedłem z pomieszczenia. Szatynka podążała za mną. - Do widzenia. - powiedziałem już za drzwiami. Szatynka uśmiechnęła się i pocałowała mnie delikatnie w usta. Odwzajemniłem pocałunek. Po chwili się oderwała.
- Do jutra. - puściła mi oczko i wróciła do środka. Ja, zdezorientowany tym co się przed chwilą stało, wróciłem pieszo do domu, a kawałek miałem.

niedziela, 29 listopada 2015

Chapter 5 Kaleka

   Castillo stała tak z dobre pięć minut. Nie dziwię jej się. Zresztą nie jest pierwszą osobą, która tak reaguje. Nagle pokręciła przecząco głową i wyszła z łazienki wcześniej odkluczając drzwi. Szybko chwyciłem te papierowe ręczniki obok zlewu i zacząłem się wycierać. Założyłem spodnie, w krzywo nie do końca zapiętej koszuli i z marynarką w ręce jak najszybciej wyszedłem z pomieszczenia. Skierowałem się w stronę gabinetu szatynki. Po drodze widziałem zdziwione spojrzenia wszystkich pracowników. Przed wejściem do gabinetu zatrzymał mnie Tomas razem z Maxim.
- Nie myśl, że już wygrałeś zakład. Nie masz dowodu, że coś się wydarzyło w tej łazience. - powiedział Heredia popijając kawę.
- Nic się nie wydarzyło. Przesuńcie się. - zrobili tak jak chciałem. Bez pukania wszedłem do gabinetu Pani Violetty. Zastałem ją stojącą przy ścianie pokrytej szkłem, dzięki czemu widziała całe miasto. Podszedłem bliżej, aż do samego biurka. Kobieta odwróciła się do mnie przodem i też podeszła bliżej. Dzieliło nas tylko biurko.
- Błagam niech Pani mnie tylko nie zwalnia. - przyjrzałem się uważniej jej poważnej twarzy, z której nie można nic wyczytać.
- Jesteś kaleką. - powiedziała po chwili.
- Proszę tak nie mówić, bardzo nie lubię tego określenia.
- Ale taka jest prawda! Jesteś... - przyjrzała mi się bardziej. - ...niepełnosprawny.
- Tak, wiem o tym. Ale ta noga nie przeszkadza mi przecież w wykonywaniu mojej pracy. - westchnęła.
- Nie chcę Cię zwolnić Leon, jestem po prostu zła, że nie powiedziałeś mi o takiej ważnej rzeczy.
- Czy teraz to coś zmienia? Mam nadzieję, że nie. Nie chcę litość.
- I jej nie dostaniesz. Skończyłeś już pracę na dziś? - nagle zmieniła temat.
- Tak.
- W takim razie zbieraj się, wychodzimy.
- Ale gdzie?
- Nie zadawaj pytań tylko chodź. - podeszła do mnie i zapięła od nowa guziki. - Jak ja dawno tego nie robiłam. - powiedziała ledwo słyszalnie, chyba do siebie. Poprawiła mi marynarkę.
- Jeżeli Pani chce, to może mnie poprawiać zawsze. - zdziwiła się trochę i lekko zarumieniła.
- Chodź już. - wyszliśmy z gabinetu, a następnie z całego wieżowca.
   Przyglądałem jej się uważnie. Jest piękna pod każdym względem. Lekki wiaterek rozwiewa jej kręcone włosy. Jej pełne usta zostawiają ślad szminki na filiżance z kawą.
   Castillo zabrała mnie do kawiarni, która znajduje się przecznicę od firmy. Zamówiliśmy dwie kawy i już prawie kończymy je pić, a jeszcze nie zamieniliśmy ani słowa.
- Jak to się stało, że straciłeś nogę? - spytała w końcu. Westchnąłem i spojrzałem na nią.
- Mam starszego brata. Od zawsze mój ojciec wolał Nathana. Gdy obydwoje przychodziliśmy do domu i mówiliśmy, że dostaliśmy po 5, to ojciec chwalił tylko go. Później trochę się opuściłem. Od małego tata porównywał mnie do Nathana. Więc, gdy pod koniec liceum zacząłem słabiej się uczyć, krzyczał na mnie, dlaczego nie mogę być taki jak Nathan, dlaczego musisz przynosić mi i całej rodzinie wstyd. Całe szczęście była jeszcze mama, która mnie wspierała. Kochała mnie najmocniej ze wszystkich. Gdy dowiedziała się od ojca, że wysyła mnie do wojska, rozpaczała. Nie poszedłem do niego z własnej woli, nigdy nie myślałem o tym aby tam iść. Ale mój ojciec stwierdził, że się nie zmienię i jedynym dobrym wyjściem będzie wysłanie mnie do wojska. Mama była przeciwna, ale tata był nieugięty. Poszedłem do tego wojska, nie miałem innego wyjścia. Byłem tam cztery lata i byłbym pewnie dłużej, gdyby nie to, że podczas wojny w Afganistanie zostałem postrzelony i to tak, że trzeba było amputować prawą nogę. Stwierdzili, że im się nie przydam, bo będę wolniejszy i sam nie chcę już tam być, więc wysłali mnie do domu. Nie pojechałem do niego, tylko do przyjaciela. Po jakimś czasie przeniosłem się tutaj. To cała historia i dlatego mam protezę od połowy uda. - zakończyłem dopijając kawę. Nie mam pojęcia dlaczego jej to powiedziałem. Nie jestem pewny, ale zobaczyłem na jej twarzy współczucie. Kiwnęła głową, że rozumie i wstała z krzesła. Poprawiła swoją krótką czarną spódniczkę, która jej się podwinęła. Także wstałem.
- Dziękuję, że odpowiedziałeś mi tę historię. Do zobaczenia jutro. - położyła pieniądze za oby dwie kawy pod filiżankę i odeszła.

#Dwa tygodnie później#
   Przez te czternaście dni nic się całe szczęście nie wydarzyło. Castillo traktuje mnie tak jak na początku i chyba stara się udawać, że nie wie o mojej nodze. Tylko ona w firmie o tym wie. Nawet James nie ma o tym pojęcia.
   Wszedłem do mojego dawnego miejsca pracy. Przy barze zauważyłem Emily. Pomachałem jej i udałem się w stronę gabinetu szefa. Zapukałem i po pozwoleniu na wejście, uczyniłem to.
- Przyszedłem powiedzieć, że odchodzę. - brunet nie miał zbyt ciekawej miny.
- Dopiero po miesiącu przychodzisz do mnie i mi to mówisz?! - wkurzony wstał i wskazał na mnie ręką. - Widzisz go?! Po miesiącu nieobecności w pracy przyszedł się zwolnić! - spojrzał na kanapę za mną, która stoi obok drzwi. Odwróciłem się w tamtą stronę i zamarłem. Szatynka wstała i podeszła bliżej.
- A to ciekawe, nieprawdaż Leon? - zwróciła się do mnie.
- To Ty go znasz?! - zdziwił się Diego. Matko, dlaczego nie skojarzyłem sobie nazwisk. Albo Panna Castillo i ten debil to rodzeństwo, albo małżeństwo.
- Znam, od miesiąca. Pracuje u mnie. - spojrzała na niego zwycięsko. - Przepraszam Cię teraz, ale na nas już pora. - szatynka chwyciła mnie pod ramię i wyprowadziła z pomieszczenia. Uśmiechnąłem się niewinnie. - Nie sądzisz, że jesteś mi winny wyjaśnienia? - spojrzała na mnie z przymrużonymi oczami.
- Ja to wszystko wyjaśnię. Proszę się nie złościć. Wyjaśnię to. - spojrzała na mnie wyczekująco.
- Spodobałaś mu się i koniecznie musiał u Ciebie pracować. - odezwała się Emily. Spojrzałem na nią. Stała za ladą i czyściła szklanki. Castillo spojrzała się na mnie zdziwiona.
- Nie słuchaj jej. - machnąłem ręką. - Nie podobasz mi się. - spojrzałem na podłogę, gdy to mówiłem. Szatynka jeszcze bardziej się zdziwiła. - Nie mówię, że jesteś brzydka. - Coś czuję, że się trochę wkopałem. - Jesteś bardzo piękną kobietą, którą ubóstwiam i szanuję. Z pensji od Diego ledwo co mi starczyło na te wszystkie rachunki, żebym miał coś w lodówce itd. Nie chciałem pracować na dwa fronty cały czas, przecież przyszedłem się zwolnić. Spłaciłem dług za wodę. Nie złość się, proszę. - spojrzałem na nią wzrokiem szczeniaczka.
- Okey. - nie mogłem wyczytać nic z jej twarzy. - Po pierwsze: nie zwalniam Cię, ale obiecaj, że to już ostatnia taka rzecz, o której się dowiaduję po fakcie. Takie rzeczy nie mają mieć miejsca. Po drugie: od kiedy mówisz mi po imieniu? - założyła ręce pod swoimi okrąglutkimi piersiami.
- Ugh... Przepraszam, zapędziłem się.
- Dobra, chodź już, bo się spóźnimy. - ruszyła w kierunku wyjścia. - Do widzenia...
- Emily. Miło mi Pani Violetto. - uśmiechnęła się blondynka.
- Po prostu Violetta. - szatynka odwzajemniła uśmiech. Pierwszy raz go widziałem. Jest naprawdę śliczny. - Leon, rusz się! - ocknąłem się i dogoniłem kobietę.

piątek, 20 listopada 2015

Chapter 4 Francesca Resto

   Po tygodniu spędzonym na stanowisku asystenta Panny Castillo mogę stwierdzić, że się na mnie uwzięła. Dowiedziałem się, że ma przezwiska takie jak: Smoczyca lub Wiedźma. Jednak James miał rację.
   Usiadłem spokojnie na swoim fotelu i oparłem głowę o zagłówek. Westchnąłem głośno i spojrzałem na sufit. Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. Spojrzałem w stronę gabinetu Castillo. Stała tam szczupła brunetka w sukience. Zdziwiłem się trochę. Wstałem i podszedłem do niej.
- Przepraszam, ale kim Pani jest? - spytałem spokojnie. Kobieta odwróciła się w moją stronę. Wyciągnęła do mnie rękę.
- Francesca Resto. - ująłem jej dłoń i potrząsnąłem tak jak każdy robi, gdy się wita. Brunetka dziwnie na mnie spojrzała i z skwaszoną miną zabrała swoją rękę.
- Mogę w czymś pomóc? - uśmiechnąłem się lekko.
- Jestem umówiona na spotkanie z Panią Violettą. - powiedziała i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Proszę usiąść i chwilę poczekać. - wyszedłem z gabinetu i podszedłem do Sophii. - Gdzie jest szefowa? - rozejrzałem się dookoła. Nie zauważyłem jej nigdzie.
- Poszła w stronę łazienek. - uśmiechnęła się do mnie. Szybko ruszyłem w kierunku toalet. Po chwili byłem na miejscu i wszedłem do pomieszczenia. Zauważyłem Castillo jak była nachylona w stronę lustra i malowała sobie usta czerwoną szminką. Widziałem jej odbicie w lustrze. Usta przyciągały moją uwagę, ale jeszcze bardziej przyciągał dekolt. Było nawet trochę widać czarnej miseczki od stanika.
- Leon! - oprzytomniałem- Co Ty tu robisz? To damska toaleta. - odezwała się i spojrzała w lustrze na mnie. Jej wzrok zjechał na wybrzuszenie w moich spodniach. Uśmiechnęła się lekko, a ja poczerwieniałem.
- Yyy... Jakaś Pani Resto czeka na Ciebie. - gdy to powiedziałem natychmiast odwróciła się do mnie przodem. - To znaczy czeka na Panią. - podrapałem się po karku i zrobiłem bardziej czerwony. Nic nie poradzę na to, że jestem nieśmiałym mężczyzną.
- Powtórz kto przyszedł.
- Francesca Resto. - westchnęła i ruszyła w moją stronę. Wyminęła mnie i wyszła z łazienki. Chwyciła mnie za rękę i wyciągnęła stamtąd. Ciągnęła mnie aż do gabinetu. Widziałem zdziwione spojrzenie Sophii. Sam byłem zdziwiony. Wciągnęła mnie do gabinetu i nadal nie puściła mojej ręki. Pani Francesca spojrzała w naszą stronę i się chytrze uśmiechnęła.
- Czego chcesz? - wysyczała Castillo. Brunetka wstała z skórzanego, czarnego krzesła i podeszła bliżej nas.
- Nie wiedziałam, że romansujesz ze swoim asystentem. Myślałam, że z Tomasem. - szatynka spojrzała na mnie i szybko puściła moją rękę. Wskazała mi głową, żebym wyszedł.
- Z nikim nie romansuje, a nawet jeśli to nic Ci do tego. - zdążyłem usłyszeć jeszcze zanim wyszedłem.
   Siedzę w pomieszczeniu socjalnym. Postanowiłem zrobić Castillo kawę, ale nie wiem czy ta cała Resto już od niej wyszła. Poczekam kolejne dziesięć minut.
   Podniosłem głowę i zobaczyłem Tomasa, a obok niego stał Maximilian w skrócie Maxi. Spojrzałem na nich zdziwiony. Nie dogadujemy się.
- Cześć Leon. Co u Ciebie słychać? - zaczął Tomas. - Nudno jak zwykle? Nie martw się, możemy Ci pomóc. Co Ty na to? - zaśmiali się oboje.
-Czego chcecie? - spytałem znudzony.
- Chcemy się założyć. - odezwał się Maxi.
- Niby o co?
- O to, że nie poderwiesz Castillo i się z nią nie prześpisz.
- Pewnie, że tego nie zrobi. To zwykła ciota i tyle. - zaśmiał się Heredia. Nie na widzę ich.
- Jeżeli wygram to co? - pewnie, że przegram. Nie ma opcji, żeby Castillo się ze mną przespała.
- Jeżeli wygrasz to damy Ci na jakiś czas spokój, ale jeżeli przegrasz, to będziesz odrabiał za nas nadgodziny.
- Zgoda. - podaliśmy sobie ręce.
- Oczywiście musimy mieć jakieś dowody. - zaczął Ponte. - Jakieś zdjęcia, filmy, wiesz coś w tym stylu.
- Dobra. - bruneci ze śmiechem wyszli z pomieszczenia. Wiem, że to nie fajnie wykorzystywać kobiety, ale nie wytrzymam już tego, że oni tak mną pomiatają. Poco się zakładałem jeżeli wiem, że przegram. Nie uda mi się zaciągnąć Castillo do łóżka. Na pewno nie jeżeli się dowie tego co ją zniechęci jeszcze bardziej. No, ale może mi się uda i wygram. Nie wiem, zobaczymy. Wstałem z krzesła i zrobiłem dwie kawy. Jedną dla mnie, a drugą dla szatynki.
   Gdy otworzyłem już drzwi od gabinetu Panny Castillo coś we mnie uderzyło i obie kawy wylały mi się na tors. Koszula była cała brudna, bo była białą, ale strasznie parzyło, a filiżanki leżały potłuczone na podłodze. Podniosłem głowę i zobaczyłem Castillo. To pewnie w nią uderzyłem. Całe szczęście, że to na nią się nie wylało.
   Zacząłem wachlować sobie tors ręka. Szatynka, jakby się ocknęła, szybko podbiegła do biurka i wzięła swoją wodę mineralną. Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę łazienek. Weszliśmy do damskiej. Zamknęła za nami drzwi na klucz, a ja ustałem obok umywalkę. Ściągnąłem marynarkę i położyłem obok. Panna Violetta natomiast zaczęła odpinać mi guziki od koszuli. Gdy odpinała ostatni guzik na samym dole koszuli, poczułem jak mi staje. Szatynka spojrzała tam i westchnęła.
- Nawet w takim momencie musi ci stawać? - spojrzała na mnie. - Ściągaj koszulę. - zrobiłem tak jak kazała.
- Nic na to nie poradzę. To nie moja wina, że Pani jest taka seksowna. - gdy to powiedziałem, ugryzłem się w język. Spojrzała na mnie zaciekawiona, ale szybko sięgnęła po butelkę z wodą, którą tu przyniosła. Odkręciła zakrętkę i zaczęła lać tę zimną wodę na mój tors. Zaczęło strasznie szczypać. Syknąłem z bólu.
- Przeżyjesz, te dokumenty na twoim biurku same się nie uzupełnią. - puściła mi oczko. - Masz i wylej to na siebie do końca. - powiedziała i zaczęła odpinać mi pasek od spodni. Poczułem, że jeszcze bardziej staje. - Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego. Nie chcemy, żeby się bardzo pomoczyły. - Gdy odpięła w końcu ten pasek, to zaczęła ściągać mi spodnie. - No lej tę wodę chyba, że chcesz mieć blizny. - gdy Castillo ściągnęła mi spodnie do połowy ud, oprzytomniałem. Szybko złapałem za spodnie i nie dałem jej dalej ich ściągnąć. - Leon uspokój się. Co Ty robisz? Chcę Ci pomóc. Zostaw te spodnie.
- Nie, może mi Pani ściągać co chce, oprócz spodni.
- Nie wygłupiaj się.
- Nie zgadzam się. - wydarła mi wodę z ręki i wylała na mnie do końca. Później chwyciła za spodnie i próbowała ciągnąć dalej, ale nie dawałem za wygraną.
- Jeżeli nie ściągniesz tych spodni, to możesz pożegnać się z pracą w tej firmie i każdej innej. - założyła ręce na piersi.
- Tylko niech mnie Pani nie zwalnia.
- Jeżeli będziesz wykonywał moje polecenia i mi nie podpadniesz, to Cię nie wywalę. - Westchnąłem i zacząłem powoli ściągać spodnie. Gdy ściągnąłem je do końca spojrzałem na moją szefową. Stała z szeroko otwartymi oczami i zdziwioną miną.

Chapter 3 Awans

   Zacząłem swoją wieczorną wartę. Mam dyżur na piętrze Panny Castillo, które jest na ostatnim piętrze i mam jeszcze dyżur piętro niżej. Razem ze mną jest jeszcze jeden. Nazywa się James. Z tego co mi powiedział, to pracuje tu już któryś rok, chyba drugi. Mniejsza z tym. Wydaje się być naprawdę spoko gościem.
   Z nudów postanowiłem przejść się po niższym piętrze. Na tym, gdzie pracuje Pani Castillo jest miejsce za komputerem (chodziło mi o takie coś co jest np. w TESCO i ochroniarz za tym siedzi), za którym siedzi właśnie James. Cały ten sprzęt znajduje się obok stanowiska sekretarki.
   Zszedłem schodami piętro niżej i ruszyłem wzdłuż korytarza. Wracając z powrotem usłyszałem jakieś szmery w pomieszczeniu po mojej prawej. Zapewne w gabinecie. Szybko schowałem się za ścianą i czekałem aż ten ktoś wyjdzie. Słychać było jakby ktoś przeszukiwał szafy, szuflady w znalezieniu czegoś ważnego. Tak jak to zazwyczaj jest w filmach akcji.
   Gdy ten ktoś tylko wyszedł z pomieszczenia, szybko złapałem go jedną ręką za rękę, którą wykręciłem, a drugą ręką zakryłem ktosiowi buzię. Zdziwiłem się, kiedy poczułem perfumy o zapachu jakiś kwiatów czy coś. Nagle ten ktoś mnie ugryzł, dał kopniaka w moją lewą łydkę, wyrwał się i chciał coś jeszcze zrobić, ale nie pozwoliłem na to. Szybko złapałem ktosia tak jak wcześniej, ale odwróciłem w swoją stronę. To była kobieta. Zdjąłem rękę z jej buzi i się przestraszyłem. Nie dlatego, że była taka brzydka, bo nie była. Była piękna jak zwykle, mimo że widzę ją dopiero trzeci raz. Była to Panna Violetta Castillo.
   Przestraszony szybko ją puściłem i odsunąłem się trochę do tyłu. Mam przerąbane! Podrapałem się po karku. Pani Violetta pogładziła sobie spodnie i spojrzała na mnie przymrużonymi oczami, które wyrażały gniew. Głośno westchnęła i jej wzrok lekko, ale tylko lekko złagodniał. Uśmiechnąłem się niepewnie. Już chciałem otworzyć usta i coś powiedzieć, ale Pani Castillo pokazała ręką, abym się nie odzywał.
- Ja naprawdę przepraszam. - nie zwróciłem uwagi na gest kobiety. - Myślałem, że to jakiś złodziej. Nie pomyślałem, że to mogła być Pani, bo niedawno Pani pojechała do domu.
- Skończ już. - powiedziała nawet spokojnie. - Zapomnijmy o tym i nikomu ani słowa, rozumiesz?
- Tak, oczywiście. Jeżeli Pani sobie tak życzy, to w porządku. - ustałem prosto. Kobieta westchnęła i skierowała się do windy. Zauważyłem jakieś papiery na ziemi. Szybko je podniosłem. - Panno Castillo, zostawiła Pani papiery. - kobieta zatrzymała się i odwróciła w moją stronę. Podszedłem do niej i wręczyłem kartki. Skinęła głową i weszła do windy. Już po chwili jej nie widziałem. Wróciłem do Jamesa.
- Rozmawiałeś z kimś? - spytał się mnie.
- Nie, musiało Ci się zdawać. - usiadłem na miejscu sekretarki.
- Jestem ciekawy czy długo wytrzymasz. - spojrzał na mnie.
- Nie rozumiem.
- Jestem ciekaw czy jeszcze długo wytrzymasz tu pracując. - zrobiłem pytającą minę. - Panna Castillo jest bardzo, ale to bardzo surową szefową. Lepiej z nią nie zadzierać. Najgorzej ma ten, na którego się uweźmie.
- Nie wygląda na taką.
- Może i tak, ale niedługo sam się przekonasz.

#Tydzień później #
   Wszedłem do szatni i przebrałem się w strój ochroniarza. Poszedłem na piętro, którego pilnuję. Zdziwiłem się trochę gdy zobaczyłem Jemsa. Tylko gdy mamy nocną wartę jesteśmy razem, a w dzień do południa ma jeden, a od południa drugi, natomiast wtedy w nocy jest ktoś inny. Przywitałem się z nim.
- Szefowa Cię wzywa. - powiedział i spojrzał na mnie pocieszająco. Przez ten tydzień zdążyliśmy się zaprzyjaźnić, a ja dodatkowo dowiedziałem się jaka jest nasza szefowa.
   Westchnąłem i kiwnąłem dziękująco głową. Podszedłem do drzwi od gabinetu Castillo, które znajdowały się na końcu korytarza. Zapukałem i po otrzymaniu pozwolenia wszedłem do środka dużego gabinetu. Panna Violetta spojrzała na mnie i wskazała miejsce naprzeciwko siebie. Usiadłem na miękkim krześle obitym skórą.
- Wzywała mnie Pani. - powiedziałem lekko zestresowany.
- Tak, mam dla Ciebie ważne informacje. - wstała ze swojego czarnego, skórzanego fotela i oparła się o biurko prawie przede mną, krzyżując ręce pod jej dużymi piersiami. Mimo, że jest zimną suką, to nadal coś mnie do niej ciągnie, kręci i zawsze nie mogę oderwać wzroku od jej tyłka. Chciałbym go kiedyś dotknąć. Poczułem, że się podnieciłem. Kurde.
- Zwalnia mnie Pani? - spytałem niepewnie.
- Nie, wręcz przeciwnie. Zostałeś moim asystentem. - przez ten tydzień także szkoliłem się u Castillo, ale nie sądziłem, że po tygodniu zostanę jej asystentem. Oczywiście, że to dobra nowina, bo będę trochę więcej zarabiał, na pewno więcej niż u tego pacana w barze.
- Nie żartuje Pani? - spytałem i zaśmiałem się lekko i cicho.
- Rzadko żartuję z pracownikami. Zostałeś moim asystentem i zaczynasz od zaraz, więc idź do szatni się przebrać. Jako mój asystent musisz nosić garnitur i białą koszulę. - przytaknąłem.
- Tylko, że dzisiaj nie przyszedłem w garniturze i koszuli.
- Sophia Ci da. Idź już i gdy się przebierzesz przyjdź z powrotem. - kiwnąłem głową. Wyszedłem z gabinetu i podszedłem do sekretarki na tym piętrze. Blondynka dała mi od razu to co mam ubrać. Podziękowałem i poszedłem do szatni, w której się przebrałem. Wróciłem na piętro szefowej. Podziękowałem Sophie i wróciłem do gabinetu Castillo. Ta powiedziała mi to co powtarzała codziennie na spotkaniach, na których mnie szkoliła. Za szklaną ścianą, w której znajdowały się także duże drzwi, które mają być otwarte, chyba, że sama je zamknie, było moje miejsce pracy. Tam stało moje biurko, fotel, szafy i z tamtego pomieszczenia były osobne drzwi na korytarz. Usiadłem na wygodnym, czarnym, skórzanym fotelu i spojrzałem na moją szefową. Panna Violetta podeszła do mojego biurka z dużą ilością papierów.
- Masz je przejrzeć i uzupełnić. Masz na to dwa dni zaczynając od teraz. - powiedziała i odwróciła się na pięcie. Mój wzrok skierował się na jej tyłek i pozostał na nim, dopóki nie usiadła na swoim fotelu. Spojrzała jeszcze na mnie i nie jestem pewien, ale chyba lekko się uśmiechnęła. Westchnąłem i zabrałem się do pracy.

Chapter 2 Kobieta

Leon
   Emily wytarła ostatni stół i poszła do naszego pokoiku zapewne się przebrać, a następnie wrócić sobie spokojnie do domu. Blondynka jest świetną przyjaciółką. Umie doradzić i pocieszyć. Niestety sama nie ma łatwo. Dwa lata temu brała ślub, a niedługo ma sprawę rozwodową. Szkoda mi jej. Jest naprawdę świetną kobietą, ładną, inteligentną i ma jeszcze inne dobre cechy. Z tego co wiem, to pracuje tu tylko dlatego, że z ostatniej pracy jaką miała odeszła, ponieważ wyjechała na długo, a to jest pierwsza lepsza praca z ogłoszenia.
   Westchnąłem i spojrzałem na Zaca wychodzącego z toalety dla klientów. Jak się cieszę, że to nie ja musiałem czyścić te toalety. W nich jest naprawdę okropnie. Brunet podszedł do mnie do baru i oparł się o niego.
- Masakra stary. Następnym razem to ty będziesz sprzątał te głupie kible. - spojrzał na mnie groźnie.
- Zobaczymy. - położyłem mu szmatkę od czyszczenia szklanek na głowie i skierowałem się do szatni. Przed wejściem do pomieszczenia się zatrzymałem. - Rusz się, bo dzisiaj ja zamykam, a jestem naprawdę zmęczony. - Szatyn zdjął szmatkę z głowy i podszedł do mnie. Spiorunował mnie wzrokiem i wszedł do pokoju. Zrobiłem to samo i przebrałem się w zwykły biały T-shirt i jeansy, w których tu przyjechałem. Ubrałem jeszcze czarną kurtkę i razem z moim przyjacielem wyszliśmy z baru. Zamknąłem lokal i wsiadłem na motor. Pomachałem Zacharemu i odjechałem do mojego obskurnego mieszkania.
   Zac jest naprawdę spoko kumplem. Zawsze mogę na nim polegać, zresztą tak jak on na mnie. Gdy jest potrzeba, to wypije ze mną całą butelkę wódki. Cieszę się, że ma tą swoją dziewczynę, chociaż za nią nie przepadam. Moim zdaniem, zależy jej tylko na jednym, na seksie. Tak jak wielu facetom zależy tylko na seksie, tak jej zależy. Ja nie jestem z tych co im tylko na tym zależy, anie Zac, ale uważam, że tej jego dziewczynie tak. Dobra, mniejsza z tym. Zac jest super przyjacielem i jeżeli nadal chce być z tą zdzirą, która podwalała się do mnie będąc już z nim, to ja to uszanuję.
   Wszedłem już do domu, zapaliłem światło w moim jedynym pokoju jaki mam w tym mieszkaniu i poszedłem do kuchni, rzucając po drodze klucze od mieszkania, i od motoru na mały drewniany stolik. Podszedłem do lodówki, wziąłem sobie mleko i napiłem się go z kartonu. Wiem, że tak się nie pije, ale nie chce mi się brać szklanki. Odstawiłem puste i zarazem brudne naczynie do zlewu. Poszedłem do łazienki, wykonałem wieczorne czynności i w samych bokserkach położyłem się na kanapie, na której zawsze śpię.
   Rano obudziły mnie promienie słońca wpadające przez niezasłonięte okno. Podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na zegarek. Była już dwunasta w południe. Szybko wstałem i ubrałem te same jeansy co wczoraj. Poszedłem do kuchni i wyjąłem sobie mleko z lodówki. Odkręciłem zakrętkę i napiłem się. Wróciłem do pomieszczenia, w którym znajduje się kanapa. Usiadłem na niej i zastanawiałem się czy zadzwonić do brunetki czy nie.
   Wszedłem do parku, w którym miałem spotkać się z kobietą. Nie moją oczywiście. Usiadłem na ławce i czekałem. Po pięciu minutach dosiadła się do mnie brunetka. Przywitaliśmy się buziakiem w policzek. Kobieta schowała telefon do torebki i usiadła tak, aby choć trochę siedzieć do mnie przodem.
- No to co się stało, że musieliśmy akurat dzisiaj się spotkać? - spytała, a ja wywróciłem oczami.
- Czy od razu coś musiało się wydarzyć? - spojrzałem na nią.
- Nie, ale zazwyczaj kiedy chciałeś się spotkać, to coś się wydarzyło.
- No okey. Chciałem ci powiedzieć, że dostałem nową pracę. Dostanę więcej niż w barze u tego debila. - spojrzała na mnie zdziwiona.
- Moment, może zacznijmy od początku. Póki co pracowałeś w barze...
- Tak, a teraz będę pracował jako ochroniarz w jednej z największych firm. W barze chciałbym jeszcze pracować, żeby było trochę więcej tej kasy. - spojrzałem na nią. - Jak widziałaś, nie mieszkam w najlepszym miejscu. Mieszkanie ma tylko jeden pokój, kuchnię i łazienkę. Do tego jest tak samo okropne jak kamienica. Ciesz się, że w nim nie byłaś. - zaśmiała się, a ja spojrzałem na nią poważnie. - Nie żartuję. - od razu spoważniała.
- No, ale przecież jesteś Leon Verdas, syn bogatych rodziców, najlepszy uczeń w szkole.
- A jednak, tak jest i nic na to nie poradzę. Zmieńmy temat.
- Jak było w wojsku?
- Normalnie, tak jak jest w wojsku.
- A skąd ja mam wiedzieć jak tam jest? - westchnąłem i odpowiedziałem jej wszystko.
   Wyszedłem z domu i udałem się w stronę wielkiego, szklanego wieżowca. Całe szczęście ten pacan dał mi dzisiaj wolne. Chyba ma dzisiaj lepszy dzień. Ale mniejsza z tym. Czas zacząć mój pierwszy dzień u panny Violetty Castillo. Od razu po przyjściu miałem skierować się do jej gabinetu. Tak więc zrobiłem i czekałem aż mnie wpuści. Po jakiś pięciu minutach dostałem pozwolenie. Przywitała mnie uściskiem dłoni i od razu przeszła do sedna. Powiedziała abym udał się za nią do szatni, w której czeka na mnie już mój strój roboczy i gdzie mam się przebierać. Szedłem za kobietą i muszę się przyznać, że mój wzrok co chwilę lądował na jej tyłku. Aż chce się klepnąć! Ale dałem radę się powstrzymywać. W windzie staliśmy całkiem blisko siebie i to chyba moja wina, bo ja tak ustałem. Po chwili byliśmy już w szatni. Kobieta pokazała mi moją szafkę, która stała na samym końcu. Niby nie jest dużo ochroniarzy, z tego co wiem, ale pomieszczenie jest dość duże. Szatynka kazała mi się przebrać i poinformowała, że czeka w holu. Przebrałem się jak najszybciej w czarny strój i wyszedłem z pomieszczenia. Podszedłem do kobiety i dowiedziałem się wszystko co i jak.
- Ten tydzień jest taki na sprawdzenie ciebie i jeżeli wszystko będzie okey zostaniesz z nami. Do tego w po lub przed twoją pracą i jeżeli będę miała czas wolny to będę mogła cię podszkolić w sprawie mojego asystenta. Oczywiście jeżeli ci na tym zależy. - kiwnąłem twierdząco głową i uśmiechnąłem się. -Wtedy jest duże prawdopodobieństwo, że może zostaniesz moim asystentem. - uśmiechnąłem się szeroko.
- Oczywiście, z wielką chęcią. - powiedziałem podekscytowany. - szybko wziąłem rękę panny Castillo i ucałowałem ją.
- W takim razie idę po swoje rzeczy i żegnam się z panem. Do jutra. - ruszyła w kierunku windy.
- Pomogę pani znieść wszystko do samochodu. - powiedziałem szybko.
- Nie trzeba, mam tylko kilka teczek papierów i to wszystko.
- To nic i tak pomogę. - ruszyliśmy po wszystkie dokumenty, których jak się okazało nie było wcale kilka tylko kilkanaście.

Chapter 1 Propoyzcja

Leon
   Pojechaliśmy pod kamienicę, w której mieszkam. Zauważyłem, że się zdziwiła. Pewnie ona mieszka w pięknym, dużym domu, o którym zawsze marzyła.
- Zapewne mieszkanie masz ładniejsze niż ta cała rudera. - spojrzała na mnie. Uśmiechnąłem się blado. - Chyba sobie żartujesz? Błagam cię! Przecież ty nie możesz mieszkać w takiej ruinie! Ty?! Leon Verdas?!
- A jednak. - wysiadłem z samochodu i zaglądnąłem jeszcze do środka przez otwarte okno. - Musimy umówić się na kawę. Wtedy wszystko ci opowiem. - brunetka zaczęła szukać czegoś w schowku. Po chwili wręczyła mi małą karteczkę.
- To moja wizytówka. Zadzwoń kiedy będziesz miał czas. Wtedy się umówimy. - odwzajemniłem jej szeroki uśmiech i odsunąłem się. Pomachałem jej, gdy odjeżdżała. Wszedłem do kamienicy i ruszyłem na ostatnie, drugie piętro. Podszedłem do ostatnich drzwi na tym korytarzu i otworzyłem je kluczem. Wszedłem do mieszkania i rzuciłem klucze na mały stolik w salonie, który jest także sypialnią. Mam jeszcze bardzo małą kuchnię i tak samo małą łazienkę. Niestety nie wszystkich stać na duże wille z ogromnym ogrodem i nie wiadomo czym jeszcze. Zdążyłem przyzwyczaić się do spartańskich warunków w wojsku, więc za bardzo mi to nie przeszkadza.

Violetta
   Właśnie kończyłam wypełniać ostatnie papiery kiedy do mojego gabinetu weszła Ludmiła. Blondynka jest moją najlepszą przyjaciółką i zarówno jedyną. Spojrzałam na nią zdziwiona.
- Coś się stało Lu? - spytałam ciekawa jej odwiedzin. Kobieta usiadła sobie na fotelu naprzeciwko mnie i założyła nogę na nogę.
- Nie, niby dlaczego? Już nie mogę odwiedzić w pracy mojej najlepszej przyjaciółki? - odpowiedziała szybko co znaczy, że coś jest na rzeczy.
- Mów Ludmiła. Nie mam czasu na zgadywanie co się wydarzyło. Muszę zadzwonić jeszcze do faceta i powiedzieć mu czy go przyjęłam czy nie. - tym razem to ona patrzyła na mnie zaciekawiona.
- I co? Przyjęłaś?
- Przez służbę w wojsku nie ma żadnego doświadczenia. W mojej firmie nie mogą pracować takie osoby.
- Pewnie umięśniony jeżeli był w wojsku. A przystojny? - powiedziała i nachyliła w moją stronę. Spojrzałam na nią i po chwili wywróciłam oczami.
- To nie ma znaczenia Lu.
- Czyli jest! Musisz go zatrudnić! - puściła mi oczko.
- Nie mogę Ludmiła. Zrozum to. - blondynka westchnęła i po chwili wyprostowała się.
- Wiem! - uśmiechnęła się szeroko. - Niech chociaż pracuję tu jako ochroniarz!
- Lud... - przerwałam, bo może to nie jest taki zły pomysł. - Masz rację. Zresztą i tak trzeba było zatrudnić ochroniarza.
- No widzisz? Jednak jestem Ci potrzebna. - wytknęła mi język i wstała. Zaśmiałam się pod nosem. Gdy blondynka była przy już przy drzwiach, odwróciła się jeszcze w moją stronę. - Wpadnę jutro zobaczyć tego Twojego przystojniaka. - puściła mi oczko.
- Ludmiła, to nie mój przystojniak! - krzyknęłam za nią, ponieważ wyszła już z mojego gabinetu. Spojrzałam na ciemny, drewniany blat mojego biurka i chwyciłam swój telefon do ręki. Wpisałam numer z karteczki, która leżała obok i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Odczekałam kilka sygnałów i po chwili usłyszałam zachrypnięty, męski i zarówno seksowny głos.
- Z tej strony Violetta Castillo prezes CastilloCorporation. Czy Pan Leon Verdas? - mężczyzna odchrząknął.
- Tak.
- Dzwonię w sprawie pracy. Mam dla Pana inną propozycję.
- Proszę mówić, zamieniam się w słuch.

Leon
   Odłożyłem telefon na mały, okrągły stoliczek. Usiadłem na złożonej kanapie i westchnąłem. Castillo zaproponowała mi żebym został ochroniarzem. Zgodziłem się ze względu, że będę i tak zarabiał więcej niż jako barman w barze tego gbura. Jest tylko jeden problem. Przez trzy dni mam nocne zmiany. Boję się, że ten pacan nie da mi wtedy wolnego. Wstałem i spojrzałem na srebrny zegarek na mojej lewej ręce. Dostałem go kiedyś od mamy i nie potrafię go jakiegoś dnia nie założyć. Było przed 20. Szybko pobiegłem do łazienki i wziąłem czarną koszulę i do tego czarne rurki. Zwinąłem klucze ze stoliczka i wybiegłem z mieszkania. Oczywiście zamknąłem je i wybiegłem z kamienicy. Podbiegłem do motoru, który stał niedaleko. Usiadłem na niego i odpaliłem za pomocą kluczy. Dostałem ten motor od dziadka zanim poszedłem do wojska. Założyłem kask i ruszyłem do baru. Nie mogę się spóźnić, bo ten debil wywali mnie z roboty. Mam go dosyć. Gdy dostanę pierwszą wypłatę u pięknej szatynki, to zwolnię się z tego całego baru. Zaparkowałem motor na tyłach budynku i wszedłem tylnymi drzwiami. Mam jeszcze 5 minut. Poszedłem do pomieszczenia, w którym przebieramy się, ale zarówno spędzamy tam swoje przerwy. Taki nasz mały pokoik. Przebrałem się w koszulę i spodnie, które ze sobą wziąłem. Wyszedłem z pokoiku i stanąłem za ladą.
- Nieźle Verdas. Dzisiaj przyjechałeś najpóźniej. Za karę sprzątasz toalety. - wytknęła mi język Emily. Spojrzałem na nią groźnie. Umówiliśmy się, że kto przyjedzie najpóźniej, to sprząta toalety. Uwierzcie, to nie jest fajne.
- Jestem! - krzyknął szatyn wpadając do środka. - No nie! Muszę umyć te pieprzone kible! - krzyknął Zachary. Zac jest moim najlepszym przyjacielem jak zarówno jedynym.
- Ha! I co Emily? Łyso Ci? - tym razem ja wytknąłem jej język. Zrobiła skwaszoną minę i dalej wycierała stoliki. Zac podszedł do baru i oparł się o niego.
- Za chwilę zaczną przychodzić klienci. Ruszaj się blondi. - razem z szatynem przybiliśmy piątkę. Nagle szmatka, którą Emily czyściła stoły, wylądowała na twarzy Zacharego. Zacząłem śmiać się jak opętany. Niestety po chwili ja miałem ją na twarzy. W tym samym czasie co ja ściągałem ją z mojej budzi, Emily otworzyła lokal. Przyszła do nas i usiadła na wysokim barowym krześle. Mamy czynne od 20:00 do 02:00. Zac jest zły, bo nie może kochać się ze swoją dziewczyną, która do popołudnia pracuje. Ale w niedzielę mamy czynne od 20:00 do 24:00. Nagle do lokalu zaczęli wychodzić klienci, których było dość dużo. Coś czuję, że dzisiaj będzie dużo obsługiwania. Westchnąłem i już pierwszej osobie nalałem whisky.