niedziela, 21 lutego 2016

Chapter 9

   Gdy tylko wsiadłem do samochodu, Violetta odpaliła silnik w samochodzie. Włączyła się do ruchu i po mojej instrukcji, zatrzymała się przed kamienicą, w której mieszkam. Wysiadłem, wziąłem wszystkie segregatory i ruszyłem w kierunku drzwi. Castillo przez całą drogę ze szpitala się do mnie nie odzywała. Niespodziewanie kobieta wysiadła z samochodu, wzięła swoją torebkę i zamknęła pojazd. Minęła mnie i zaczęła wchodzić po schodach.
- Które to twoje mieszkanie? - zdziwiłem się.
- Na samej górze. To jedyne na tamtym piętrze. - dodałem, gdy na mnie spojrzała. Ruszyłem za nią. Gdy wszedłem już na odpowiednie piętro, ona już tam stała i czekała.
- Gdzie masz klucze?
- W tylnej kieszeni. - podeszła do mnie i wyjęła je. - Okrągły. - dodałem zanim wsadziła jakikolwiek klucz do drzwi. Po chwili byliśmy już w środku. Widziałem zdziwienie na jej twarzy. Nie dziwię się jej. Ona ma duży, ładny dom, a ja małe, stare mieszkanie w brudnej kamienicy.
- Przynajmniej czysto. - szepnęła. Chyba myślała, że nie usłyszę, ale niestety tak się nie stało. Słyszałem.
- Dzięki. Nie zapraszałem cię, więc to tylko wyłącznie twoja wina, że musisz to oglądać. - podszedłem do stoliczka i położyłem na nim wszystko co trzymałem. Odwróciłem się przodem do Castillo.
- Przepraszam, przyzwyczaiłam się do innych widoków. - spuściła, na chwilę, głowę.
- Nic się nie stało. Wiem, że jest tu okropnie, dlatego nikogo tu nie zapraszam. Chcesz coś do picia? - podszedłem do lodówki i otworzyłem ją.
- Sok pomarańczowy, jeżeli masz. - wyjąłem karton odpowiedniego soku. Nalałem napój do dwóch szklanek. Wróciłem do szatynki.
- Prosze. - podałem jej naczynie. - Usiądź. - tak też zrobiła. Uczyniłem to samo. Siedzieliśmy chwilę w ciszy.
- To daj te papiery. - spojrzałem na nią zdziwiony kolejny raz tego dnia. - Pomogę ci. - kiwnąłem głową i otworzyłem pierwszy segregator, z którego wyjąłem wszystkie papiery.
   Z pomocą szatynki, uzupełniłem wszystkie papiery. Gdy skończyliśmy był środek nocy. Kobieta wstała i ubrała swoje szpilki. Podszedłem do niej i wziąłem od niej torebkę.
- Nie pozwolę ci teraz wracać do domu. Jest środek nocy i coś może ci się stać. - odłożyłem jej własność na stoliczek.
- Nie przesadzaj, jestem samochodem. - sięgnęła swój płaszcz.
- Ktoś może na ciebie napaść, gdy będziesz wysiadać z samochodu.
- Nikogo tutaj nie zapraszasz, a teraz nie chcesz mnie stąd wypuścić?
- Bo martwię się o ciebie i nie chcę, żeby coś ci się stało. Zależy mi na tobie. - nagle podeszła do mnie i pocałowała namiętnie.
- Dobrze, niech będzie. - powiedziała po oderwaniu. Zdjęła płaszcz, szpilki i jeszcze raz mnie pocałowała. - To dasz mi jakąś koszulkę?
- Idziemy spać? - zaśmiała się i kiwnęła głową.
- Jestem zmęczona. - podszedłem do szafy i sięgnąłem pierwszą z brzegu koszulkę. Okazało się, że to moja ulubiona. Podałem ją Violettcie, a ona wzięła ją i poszła do łazienki. Odsunąłem stoliczek i rozłożyłem kanapę. Całe szczęście, że się rozkłada. Nałożyłem pościel i ładnie wszystko wygładziłem. Poszedłem do kuchni napiłem się szybko jeszcze soku i wróciłem do pokoju. Po pewnym czasie z łazienki wyszła Violetta. Wyglądała pociągająco w samej mojej koszulce, ale pod spodem miała bieliznę. Nie mogłem oderwać od niej wzroku.
- Leon? - ocknąłem się - Długo będę musiała na ciebie czekać? - podrapałem się po karku.
- Zaraz wracam. - poszedłem do łazienki i wykonałem wszystkie wieczorne czynności. Ubrany w same bokserki i czarną koszulkę, wyszedłem z łazienki. Violetta już leżała i była odwrócona w moją stronę. Szybko podszedłem do łóżka i położyłem się obok Castillo. To będzie nasza pierwsza wspólna noc w jednym łóżku. Położyłem się na plecach, a szatynka przysunęła się bliżej i przytuliła do mnie. Położyła swoją głowę na moim torsie, objęła mnie prawą ręką w pasie i położyła swoją prawą nogę, między moje dwie.
- Dobranoc. - powiedziała.
- Dobranoc. - odpowiedziałem i pocałowałem ją w czubek głowy. Pobawiłem się chwilę jej włosami i nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
   Obudziły mnie promienie słońca i szum wody. Po woli otworzyłem oczy i zobaczyłem odsłonięte zasłony, przez które wpadały promienie słońca. Podniosłem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem po pokoju. Na krześle nadal wisiały ubrania Violetty, a woda przestała lecieć. Nagle z łazienki wyszła szatynka w samym ręczniku. Otworzyłem szerzej oczy, gdy ją zobaczyłem. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.
- Cześć śpiochu. - zaśmiała się i wzięła swoje rzeczy. - Zapomniałam wziąć ze sobą. - uśmiechnęła się i weszła do łazienki. Potrząsnąłem głową i wstałem z łóżka. Poszedłem do kuchni i zrobiłem śniadanie. Właśnie kończyłem, gdy akurat z łazienki wyszła Castillo. Przyszła do kuchni i zaczęła konsumować posiłek. Ja w tym czasie, gdy ona spokojnie sobie jadła, poszedłem do łazienki. Wykonałem wszystkie poranne czynności i ubrałem się w garnitur. Wszedłem do kuchni, chwyciłem jabłko i dołączyłem do Violetty, która ubierała płaszcz. Wziąłem wszystkie segregatory i z jabłkiem w zębach zszedłem na ulicę, gdzie czekałem na Castillo, która zamykała drzwi. Po chwili była już obok mnie i otworzyła mi tylne drzwi od samochodu. Na siedzeniu położyłem segregatory i zająłem miejsce pasażera. Violetta odpaliła silnik i ruszyliśmy do jej domu. Zaparkowała przed bramą i zaprosiła mnie do środka. Kobieta poszła do garderoby, a ja krążyłem po salonie. Na półce nad kominkiem były zdjęcia, które przedstawiały kobietę z Diegiem, innym mężczyzną i był też jakiś chłopczyk. Nagle zadzwonił telefon.
- Mógłbyś odebrać? - usłyszałem z piętra. Podszedłem do komody i chwyciłem telefon stacjonarny. Przyłożyłem słuchawkę do ucha.
- Słucham? - odezwałem się.
- Kto mówi. - usłyszałem męski głos.
- Leon, a pan to kto?
- Nate, jesteś facetem Violetty?
- Tak, czy przekazać jej coś?
- Tylko tyle, że dzwonił Nate i prosi, aby oddzwoniła.
- Dobrze, do widzenia. - nie zdążyłem wypowiedzieć ostatniego słowa, a usłyszałem dźwięki oznaczający koniec rozmowy. Westchnąłem i usiadłem na sofie. Dziwny człowiek z tego Nate'a, taki tajemniczy się wydawał. Po chwili ze schodów zeszła Violetta.
- Kto dzwonił? - wstałem z kanapy i podszedłem do niej.
- Jakiś Nate i kazał przekazać, abyś oddzwoniła. - jej uśmiech zamienił się w grymas. - Coś nie tak?

Wiem, że rozdział późno. Wiem, że miał być szybciej i przepraszam za to. Byłam po prostu leniwa i nie chciało mi się napisać tego rozdziału. Później myślałam, że dodałam, ale tak nie było i zapomniałam to zrobić. Przepraszam.

KILK

2 komentarze:

  1. A ja przed chwilą skapnęłam się, że jest rozdział. Też dostaje lenia, spokojnie ta choroba dotyka wszystkich. Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń