Dzisiaj jest poniedziałek. Jak ja ich nie lubię! Mam dzisiaj masę pracy, a do tego Castillo powie mi jaką karę wymyśliła. Spojrzałem na zegar wiszący w holu wieżowca Castillo. Podszedłem do windy. Gdy w końcu przyjechała, wysiadła z niej Violetta. Uśmiechnąłem się lekko lecz ona nie odwzajemniła gestu. Może nic nie pamięta z piątkowej rozmowy?
- Leon, masz czekać na mnie w moim gabinecie. - powiedziała oschle i podeszła do recepcji. Wszedłem do windy i udałem się na najwyższe piętro. Uśmiechnąłem się do Sophi, wszedłem do swojego gabinetu, zostawiłem tam kilka papierów, które wziąłem ze sobą do domu i wróciłem do gabinetu Castillo. Usiadłem na krześle i czekałem. Co jakiś czas patrzyłem na zegar. Czekałem dobre dziesięć minut, aż w końcu się zjawiła. Kazała mi nie wstawać, więc dalej siedziałem. Obserwowałem ją jak szła od drzwi do biurka. Miała na sobie czarną obcisłą sukienkę, która zakrywała jej tylko uda do połowy. Na długich nogach miała tego samego koloru szpilki. Usta miała pomalowane czerwoną szminką. Same prosiły żeby je pocałować. Włosy miała rozpuszczone. Jednym słowem mówiąc wyglądała bardzo pociągająco. Zacząłem się wiercić.
- Mam dla ciebie karę. Te wszystkie papiery, które leżą na stoliczku, musisz uzupełnić. - spojrzałem w stronę skórzanej kanapy, fotela i szklanego stoliczka. Leżało tam kilka teczek, ale grubych, powypychanych kartkami. Spojrzałem z powrotem na Violettę, która stała oparta o kant biurka przede mną. Chwila, z tego wynika, że pamięta naszą rozmowę. Więc dlaczego jest taka w stosunku do mnie, a w piątek sama mnie pocałowała.
- To wszystko? - spytałem niepewnie.
- Leon, pamiętam wszystko doskonale, ale w pracy niech nasze stosunki będą takie jak wcześniej. - kiwnąłem głową i wstałem. - No i jeszcze jedno. - uśmiechnęła się i podeszła bliżej. Jedną dłoń położyła mi na torsie, natomiast drugą na policzku. Przysunęła się i pocałowała mnie. Oddałem pocałunek od razu. Jej usta są duże, pełne, niesamowicie miękkie i nie można się od nich oderwać. Gdy zabrakło nam tchu, szatynka odsunęła się trochę i spojrzała na mnie. Zaśmiała się.
- Masz trochę mojej szminki. - zaczęła mi ją ścierać. Uśmiechnąłem się.
- Czyli my, to znaczy ty i ja, my...
- Och Leon, przestań być taki nieśmiały. - przerwała mi i znów się zaśmiała. - Chodzi ci o to czy jesteśmy razem, tak? - kiwnąłem głową. - Jeżeli cię nikt nie uprzedzi, to może. Sam się przekonaj.
- Więc, będziesz ze mną? - uśmiechnąłem się lekko. Kiwnęła głową na tak i mnie pocałowała. Po chwili oderwała się, odwróciła mnie tyłem do niej i pochłonęła w kierunku drzwi do mojego gabinetu. Zaśmiałem się lekko.
Uzupełniałem sobie spokojnie papiery od czasu do czasu zerkając przez zamknięte szklane drzwi co robi Violetta. W pewnym momencie do szatynki przyszedł Tomas, który usiadł sobie spokojnie na krześle obitym skórą przy biurku. Kobieta i brunet zaczęli rozmawiać. Co jakiś czas się śmiali. Miałem ochotę wejść tam i zrobić awanturę. Szkoda, że nie wiem o czym rozmawiają, bo nic nie słychać. Po jakimś czasie Heredia wyszedł, a Violetta przyszła do mnie. Podeszła do mojego biurka i oparła się o niego jedną ręką.
- Co robisz dzisiaj po południu? - spytała, a ja to zignorowałem. - Mam dwa bilety do kina i może poszedłbyś ze mną? Leon odpowiedz coś. - nadal robiłem to co do mnie należy, uzupełniałem papiery. - Co ci się stało? O co ci chodzi? - spojrzałem na nią.
- Weź ze sobą Tomasa, on na pewno się zgodzi. Ja muszę skończyć to co kazałaś mi zrobić. - spojrzałem na nią, była zdziwiona.
- Leon, o co ci do jasnej cholery chodzi? Nie mam zamiaru iść z Tomasem, chcę iść z tobą. - skrzyżowała ręce pod swoim biustem.
- O nic mi nie chodzi. Zastanawia mnie tylko dlaczego Heredia tak świetnie się bawił na rozmowie z tobą?
- Jesteś zazdrosny, tak? - nic nie odpowiedziałem. - Proszę cię, nigdy z nim nie będę. - zaśmiała się.
- Nigdy nie mów nigdy.
- Byłam już z nim i wiem jaki jest. Nie mam zamiaru do niego wracać. - od razu na nią spojrzałem.
- Byłaś już z nim?
- Tak, co w tym dziwnego.
- Nic, przepraszam cię, jestem zawalony pracą. - powiedziałem nie patrząc na nią. Nagle poczułem ciepło na policzku spowodowane pocałunkiem. Odwróciłem się w lewo. Była pochylona w moim kierunku. Tym razem miała sukienkę, która zasłaniała jej krągłości. I dobrze, przynajmniej cały ten Heredia nie mógł sobie popatrzeć, ale automatycznie ja też nie mogę. Chyba zauważyła gdzie się patrzę. Przysunęła się do mnie i pocałowała. Oderwaliśmy się dopiero kiedy zaczęło nam brakować powietrza. Oddychałem płytko.
- To co, pójdziesz ze mną do tego kina czy pozwolisz żebym poszła sama i poznała jakiegoś fajnego faceta? - spojrzałem na papiery, które mi jeszcze zostały i z powrotem w oczy Violetty.
- Dobrze, pójdę. Ale co jeśli nie skończę swojej kary?
- Zobaczę, ale masz jeszcze trochę czasu. Bądź gotowy za dwie godziny. - uśmiechnęła się lekko i wyszła na korytarz. Wziąłem się w garść i uzupełniałem resztę papierów.
Zadzwoniłem dzwonkiem, poprawiłem koszulę, przeczesałem ręka włosy i czekałem. Czekałem aż ktoś mi otworzy. Po chwili w drzwiach stała szatynka. Miała na sobie czarne spodnie ze skóry, tego samego koloru szpilki, koszulę lekko różową czy tam łososiową, nie widzę różnicy, z długim rękawem i cienkiego materiału. Na to miała płaszcz. Usta były pomalowane tą samą intensywną czerwienią co rano i miała rozpuszczone włosy. W ręce trzymała czarną, trochę dużą torebkę. Wyglądała cudownie, zresztą jak zwykle, a ja? Miałem na sobie jakąś błękitną koszulę, beżowe spodnie, zwykłe trampki i bluzę. Dobrze, że chociaż mam zawsze włosy postawione na żel.
- Wyglądasz pięknie. - uśmiechnęła się i lekko zarumieniła. Zamknęła drzwi od domu na klucz i podeszła do mnie.
- Ty też wyglądasz dobrze. - zaśmiała się i pocałowała mnie w policzek.
- Stwierdziłem, że jeżeli idziemy do kina to mogę trochę luźniej. - złapała mnie pod pachę.
- Przecież wyglądasz dobrze, nie denerwuj się. To tylko wyjście do kina, więc nie musiałeś się stroić. - szliśmy w przyjemnej ciszy.
Na miejscu kupiłem duży popcorn, dwie cole i jakieś żelki misie. Mimo, że nie mam za wiele, to nie pozwolę, żeby to Violetta płaciła za mnie. Weszliśmy na salę i zajęliśmy miejsca mniej więcej na środku. Po chwili wszystkie światła zgasły i film się zaczął. W pewnym momencie Violetta objęła moje prawe ramię i się w nie wtuliła.
Wypiłem cały swój napój równo z końcem filmu. Violetta odsunęła się odrobinę, przeciągnęła się lekko i wstała. Również wstałem zabierając ze sobą jej cole.
- Pójdę jeszcze do toalety, zaraz wracam. - powiedziała i zniknęła za drzwiami od damskiej łazienki. Wziąłem łyka jej coli, mam nadzieję, że się nie obrazi i ktoś nagle złapał mnie za ramię. Odwróciłem się do tego kogoś. Przede mną stał mój stary kumpel z liceum. Przytuliliśmy się po męsku robiąc tak zwanego misia.
- Stary, co ty tu robisz? - spytał i wziął łyka jakiegoś soku.
- Przyszedłem na film. - spojrzałem w kierunku drzwi wejściowych na salę.
- Nie konkretnie tutaj, tylko co ty robisz w Buenos Aires?
- Od jakiegoś czasu mieszkam.
- Kochanie, kto to? - poczułem delikatną dłoń na ramieniu. Nie zauważyłem nawet kiedy wyszła z toalety.
- To jest Michael, mój przyjaciel. Cal, to Violetta, moja dziewczyna. - podali sobie dłonie.
- Chodźmy już. - powiedziała mi na ucho.
- Dobra, muszę lecieć. Masz mój numer, zadzwoń. Słyszałem, że blondyna wraca, więc musimy się spotkać. - znów zrobiliśmy miśka, a brunet sobie poszedł.
- Jaka blondyna? - Violetta spytała dopiero w drodze do jej domu.
- Nie rozumiem.
- Chodzi mi o tą, ok której rozmawiałeś z twoim kolegą.
- Razem z Michaelem przyjaźnimy się z takim jednym. Jest blondynem, więc w liceum nazwaliśmy go blondyną. - resztę drogi spędziliśmy na rozmowie o różnych rzeczach.
Weszliśmy do domu Violetty. Mimo, że protestowałem to i tak postawiła na swoim i teraz siedzę na jej kanapie jak jakiś kołek, bo ona poszła do sypialni. Nie wiem po co, nie wypytywałem. W końcu, po około dziesięciu minutach, zeszła. Przebrała się. Teraz miała ubraną białą koszulkę i bardzo krótkie, niebieskie spodenki. Poszła do kuchni. Wróciła stamtąd z dwoma lampkami do wina i butelką czerwonego wina. Usiadła obok mnie na kanapie. Wszystko postawiła na szklanym stoliczku przed nami i włączyła za pomocą pilota, który leżał obok, muzykę, która leciała cicho w tle. Szatynka przyglądała mi się uważnie.
- Nalejesz? - spytała ledwo otwierając usta. Od razu rozlałem czerwony trunek do tylko jednego kieliszka, który podałem Violettcie.
- Proszę. - uśmiechnąłem się lekko. Kobieta wzięła łyka i spojrzała na mnie uważnie.
- A ty nie pijesz? - zerknąłem na jej kieliszek, na którym został ślad czerwonej szminki.
- Nie, podziękuje.
- Jeżeli nie przepadasz za winem, mam inne trunki. Powiedz co byś chciał. - już wstawała z kanapy, ale złapałem ją za nadgarstek.
- Nie trzeba, nie piję alkoholu. - gdy zobaczyłem twarz szatynki, zaśmiałem się.
- Z czego się śmiejesz? - od razu spoważniałem.
- Z niczego.
- Leon, nie toleruje kłamstwa.
- Miałaś bardzo śmieszną minę. - uśmiechnęła się lekko.
- Naprawdę jesteś abstynentem?
- Tak, moglibyśmy zmienić temat?
- Pewnie. - kobieta odstawiła kieliszek na stoliczek i położyła swoje nogi na moich, a głowę na poduszce za nią. - No to, kim chciałeś być jak nie żołnierzem? - westchnąłem, nie chcę o tym teraz rozmawiać. Szatynka spojrzała na mnie i też westchnęła. - Jeżeli nie chcesz mówić, to nie rób tego. Ale mam nadzieję, że kiedyś się dowiem. - uśmiechnęła się lekko. Trwaliśmy tak kilkanaście dobrych minut. Nagle zadzwonił telefon. Violetta wstała z kanapy i podeszła do szafki, na której stał stacjonarny telefon. Przyłożyła go do ucha.
- Pójdę do łazienki. - szepnąłem i poszedłem się załatwić. Gdy wracałem, Violetta nadal rozmawiała przez telefon. Schowałem się za framugą tak, żeby mnie nie widziała.
- Nie, nie będziesz wpadać kiedy ci się zachce! Mam tego dosyć! Skończyłam! Do nie zobaczenia! - odłożyła gwałtownie telefon na półkę. Wyszedłem zza ściany i podszedłem do niej. Schowała twarz w dłonie. Szybko ją objąłem.
- Co się stało? - przytuliła się do mnie.
- Nie chcę o tym rozmawiać, ok? - kiwnąłem głową. - Możesz wrócić do domu, bo nie chcę żebyś mnie oglądał, gdy się schleje.
- Nie zostawię cię. - odsunęła się ode mnie.
- Leon, naprawdę. Nie chcę cię wyganiać, ale chcę zostać sama.
- No dobrze. - uśmiechnąłem się sztucznie i ruszyłem do wyjścia z domu.
- Poczekaj! - zawołała, gdy byłem już przy furtce. Podbiegła do mnie. - Nie gniewaj się. - pocałowała mnie delikatnie. - I uważaj na siebie.
Przepraszam, że rozdział dopiero teraz. Nie miałam zbytnio pomysłu na ten rozdział, ale chyba bardzo tragicznie nie jest. Następny będzie szybciej :D
C.U.D.O!!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :-)